poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Więzień własnego ciała


















Ostatni odcinek serialu o Annie German wywołał we mnie wspomnienia. Ogromny strach Anny w trakcie zdejmowania gipsowego gorsetu przypomniał mi mój lęk.
 Kiedy miałam 5 lat rodzice zauważyli, że moje nogi zaczynają się wykrzywiać w literę x. „Najlepszy” ze specjalistów ortopedów zalecił założenie na całe nogi opatrunku gipsowego. Pamiętam, jaka to była ogromna niewygoda dla wybitnie ruchliwego dziecka. Siedzenie lub leżenie na łóżku bez możliwości chodzenia, skakania, zabawy. Czułam się jak w klatce. Poza tym potworny upał potęgował niewygodę, uwieranie i swędzenie skóry.
Po wielu tygodniach zabrano się do zdejmowania gipsu. Przeżyłam prawdziwy koszmar. W momencie, kiedy stanął nade mną lekarz z elektryczną piłką, zaczęłam przeraźliwie płakać i zasłaniać nogi małymi rączkami. Bałam się, że przy okazji przepiłuje mi nogi! Nawet moja mama ani tabun pielęgniarek, nie były w stanie mnie uspokoić. Dopiero zastrzyk pomógł, na tyle, że przestałam się wyrywać. Szlochając obserwowałam, jak przecina gips, pod którym była gruba warstwa waty. Z drugą nogą poszło już łatwiej.  Moja radość się skończyła, kiedy lekarz stwierdził, że gips nie pomógł, nogi są nadal krzywe, a na dodatek schudły. Przez kolejne tygodnie miałam już „tylko” spać w gipsowych łuskach. Kończyło się to zazwyczaj płaczem po godzinie snu i mama musiała mi zdejmować to obrzydlistwo. Przynajmniej nie byłam uziemiona w ciągu dnia. Kolejny gips był krótszy, bo sięgał od stóp do kolan. Był jednak równie ciężki i nie mogłam w nim zrobić nawet kilku kroków. Kolejne tygodnie unieruchomienia i zastoju mięśni i moje łydki już na zawsze pozostały chudziutkie. Tak, jakby zastygły razem z tym gipsem.  
Czasami czuję się uwięziona we własnym ciele. Chociaż już nie przeżywam tego, tak jak w dzieciństwie.  Nie patrzę na ludzi, którzy biegają, chodzą po górach lub tańczą z zazdrością. Owszem jest mi żal, ale potrafię stłumić w sobie przeraźliwe uczucie tęsknoty, za tym, czego nie mogę. Jest wiele innych rzeczy, które mogę robić z pasją.

12 komentarzy:

  1. Ten gips to straszna sprawa, współczuję tych wspomnień, a podziwiam umiejętność dostrzeżenia tego, co jednak masz i co jest dobre w Twoim życiu!
    pozdrowienia i udanego tygodnia :)
    iw

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myslę, że tego dobrego jest więcej :) Nie pozwoliłam żeby moje choróbsko "zagipsowało" mnie na całe życie :) Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. szkoda że generalnie gips nie pomógł , to i wspomnień cholernych by nie było.Moje dziecię chodziło 6 tygodni w kamizelce gipsowej w upały.Po zdjęciu kubraka i ponownym zrobieniu prześwietlenia okazało się że gips był źle założony

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczuję dziecięciu. Ja też miałam to wyjątkowe szczęście, że w gipsie siedziałam latem :)

      Usuń
  3. Każdy z nas ma "swój" koszmar, taki tylko swój. Ważne, żeby nie żyć samym koszmarem, ale także dostrzegać te dobre, pozytywne szczegóły, umieć cieszyć się drobiazgami i wspominać tylko te dobre chwile :)
    Dzień dobry, słonecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj również bardzo słonecznie:) Na szczęście te złe historie schowałam bardzo głęboko,a kiedy do nich wracam to już raczej bez emocji. Zawsze powtarzam, że jestem ogromną szczęściarą. Mimo wszystko :DDD

      Usuń
  4. Jestesmy wiezniami swojego ciala... tego jestem pewna. Zastanawia mnie inna sprawa: ja jestem swiadoma swojego ciala, ale czy moje cialo ma swiadomosc mnie...
    Poki co, choc jestem zalezna od ciala nie moge narzeka, przeciez mogloby byc znacznie gorzej /smiech/
    Serdecznosci
    Judith

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, że może być zawsze gorzej jest najlepszym pocieszeniem :) Zadałaś bardzo trudne pytanie, czy ciało ma świadomość nas? Czasami mi sie wydaje, że ma i bardzo żywo reaguje na mnie, a czasami myślę, że jest niezależne, oderwane ode mnie i rządzi. Tylko bardzo, bardzo mocną myślą, pragnieniem, uczuciem mogę związać i uzależnić moje ciało ode mnie.... Niezbadana jest moc, jaka w nas siedzi :)

      Usuń
  5. Polly, każdy ma swój krzyż do dźwigania, obojętnie, czy jest gipsowy, czy chudziutki, czy pokrzywiony w X, czy jakiś jeszcze inny... Sztuka polega na tym, co Ty doskonale rozumiesz i potrafisz: na życiu z pasją. Duch może być więźniem ciała, ale nie daje się zabić. Chyba, że ktoś tej duchowej śmierci pragnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami mi sie wydaje, że mój krzyż jest za ciężki i czuję, jak duch umiera. Nie ciepię tego!!! Dzięki Bogu rodzę się na nowo i na nowo i wyciągam z siebie pasję i radość. Bo tego właśnie chcę. Życia z pasją i radością co dnia :DDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD

      Usuń
  6. Kilka lat temu nie mogłam oglądać programów typu YOU CAN DANCE. Patrzyłam, jak ludzie się wyginają, tańczą i byłam wściekła. Teraz już spoko- mogę oglądać. Nieraz tylko na ulicy, w metrze, ZAWIESZAM SIĘ, patrzę, jak ludzie tak zwyczajnie idą, wbiegają, zbiegają po schodach...Boże! Człowiek czuje to IŚCIE;-), bieganie...W takich chwilach wyć się chce i gdyby Czarny stanął przede mną, powiedziałabym
    -Bierz tę duszę głupią, tylko oddaj sprawność pełną!
    Żal będzie zawsze. Na co dzień człowiek nie myśli o tym, bo by zgłupiał...Ale żal...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, żal. Ja też czuję to iście :) Czasami jak widzę kogoś wchodzącego po schodach, bez wysiłku i obserwuję, jak mu się lekko zginają kolana i połyka z łatwością kolejne stopnie, to trochę mnie skręca z zazdrości, a trochę ze złości, że on tego nie analizuje. Dla niego to normalka. A to jest takie cudowne :DDDD

      Usuń