Ostatni odcinek serialu o Annie German wywołał we mnie
wspomnienia. Ogromny strach Anny w trakcie zdejmowania gipsowego gorsetu przypomniał
mi mój lęk.
Kiedy miałam 5 lat rodzice zauważyli, że moje nogi zaczynają się
wykrzywiać w literę x. „Najlepszy” ze specjalistów ortopedów zalecił założenie
na całe nogi opatrunku gipsowego. Pamiętam, jaka to była ogromna niewygoda dla
wybitnie ruchliwego dziecka. Siedzenie lub leżenie na łóżku bez możliwości chodzenia,
skakania, zabawy. Czułam się jak w klatce. Poza tym potworny upał potęgował
niewygodę, uwieranie i swędzenie skóry.
Po wielu tygodniach zabrano się
do zdejmowania gipsu. Przeżyłam prawdziwy koszmar. W momencie, kiedy stanął
nade mną lekarz z elektryczną piłką, zaczęłam przeraźliwie płakać i zasłaniać
nogi małymi rączkami. Bałam się, że przy okazji przepiłuje mi nogi! Nawet moja
mama ani tabun pielęgniarek, nie były w stanie mnie uspokoić. Dopiero zastrzyk pomógł,
na tyle, że przestałam się wyrywać. Szlochając obserwowałam, jak przecina gips,
pod którym była gruba warstwa waty. Z drugą nogą poszło już łatwiej. Moja radość się skończyła, kiedy lekarz
stwierdził, że gips nie pomógł, nogi są nadal krzywe, a na dodatek schudły.
Przez kolejne tygodnie miałam już „tylko” spać w gipsowych łuskach. Kończyło się
to zazwyczaj płaczem po godzinie snu i mama musiała mi zdejmować to
obrzydlistwo. Przynajmniej nie byłam uziemiona w ciągu dnia. Kolejny gips był
krótszy, bo sięgał od stóp do kolan. Był jednak równie ciężki i nie mogłam w
nim zrobić nawet kilku kroków. Kolejne tygodnie unieruchomienia i zastoju mięśni
i moje łydki już na zawsze pozostały chudziutkie. Tak, jakby zastygły razem z
tym gipsem.
Czasami czuję się uwięziona we własnym ciele. Chociaż już
nie przeżywam tego, tak jak w dzieciństwie. Nie patrzę na ludzi, którzy biegają, chodzą po
górach lub tańczą z zazdrością. Owszem jest mi żal, ale potrafię stłumić w
sobie przeraźliwe uczucie tęsknoty, za tym, czego nie mogę. Jest wiele innych
rzeczy, które mogę robić z pasją.
Ten gips to straszna sprawa, współczuję tych wspomnień, a podziwiam umiejętność dostrzeżenia tego, co jednak masz i co jest dobre w Twoim życiu!
OdpowiedzUsuńpozdrowienia i udanego tygodnia :)
iw
Myslę, że tego dobrego jest więcej :) Nie pozwoliłam żeby moje choróbsko "zagipsowało" mnie na całe życie :) Pozdrawiam :)
Usuńszkoda że generalnie gips nie pomógł , to i wspomnień cholernych by nie było.Moje dziecię chodziło 6 tygodni w kamizelce gipsowej w upały.Po zdjęciu kubraka i ponownym zrobieniu prześwietlenia okazało się że gips był źle założony
OdpowiedzUsuńWspółczuję dziecięciu. Ja też miałam to wyjątkowe szczęście, że w gipsie siedziałam latem :)
UsuńKażdy z nas ma "swój" koszmar, taki tylko swój. Ważne, żeby nie żyć samym koszmarem, ale także dostrzegać te dobre, pozytywne szczegóły, umieć cieszyć się drobiazgami i wspominać tylko te dobre chwile :)
OdpowiedzUsuńDzień dobry, słonecznie :)
Witaj również bardzo słonecznie:) Na szczęście te złe historie schowałam bardzo głęboko,a kiedy do nich wracam to już raczej bez emocji. Zawsze powtarzam, że jestem ogromną szczęściarą. Mimo wszystko :DDD
UsuńJestesmy wiezniami swojego ciala... tego jestem pewna. Zastanawia mnie inna sprawa: ja jestem swiadoma swojego ciala, ale czy moje cialo ma swiadomosc mnie...
OdpowiedzUsuńPoki co, choc jestem zalezna od ciala nie moge narzeka, przeciez mogloby byc znacznie gorzej /smiech/
Serdecznosci
Judith
To, że może być zawsze gorzej jest najlepszym pocieszeniem :) Zadałaś bardzo trudne pytanie, czy ciało ma świadomość nas? Czasami mi sie wydaje, że ma i bardzo żywo reaguje na mnie, a czasami myślę, że jest niezależne, oderwane ode mnie i rządzi. Tylko bardzo, bardzo mocną myślą, pragnieniem, uczuciem mogę związać i uzależnić moje ciało ode mnie.... Niezbadana jest moc, jaka w nas siedzi :)
UsuńPolly, każdy ma swój krzyż do dźwigania, obojętnie, czy jest gipsowy, czy chudziutki, czy pokrzywiony w X, czy jakiś jeszcze inny... Sztuka polega na tym, co Ty doskonale rozumiesz i potrafisz: na życiu z pasją. Duch może być więźniem ciała, ale nie daje się zabić. Chyba, że ktoś tej duchowej śmierci pragnie.
OdpowiedzUsuńCzasami mi sie wydaje, że mój krzyż jest za ciężki i czuję, jak duch umiera. Nie ciepię tego!!! Dzięki Bogu rodzę się na nowo i na nowo i wyciągam z siebie pasję i radość. Bo tego właśnie chcę. Życia z pasją i radością co dnia :DDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
UsuńKilka lat temu nie mogłam oglądać programów typu YOU CAN DANCE. Patrzyłam, jak ludzie się wyginają, tańczą i byłam wściekła. Teraz już spoko- mogę oglądać. Nieraz tylko na ulicy, w metrze, ZAWIESZAM SIĘ, patrzę, jak ludzie tak zwyczajnie idą, wbiegają, zbiegają po schodach...Boże! Człowiek czuje to IŚCIE;-), bieganie...W takich chwilach wyć się chce i gdyby Czarny stanął przede mną, powiedziałabym
OdpowiedzUsuń-Bierz tę duszę głupią, tylko oddaj sprawność pełną!
Żal będzie zawsze. Na co dzień człowiek nie myśli o tym, bo by zgłupiał...Ale żal...
Tak, żal. Ja też czuję to iście :) Czasami jak widzę kogoś wchodzącego po schodach, bez wysiłku i obserwuję, jak mu się lekko zginają kolana i połyka z łatwością kolejne stopnie, to trochę mnie skręca z zazdrości, a trochę ze złości, że on tego nie analizuje. Dla niego to normalka. A to jest takie cudowne :DDDD
Usuń