środa, 4 października 2017

Już za parę dni, za dni parę....

Za kilka dni wyjeżdżam wreszcie na długo wyczekiwaną rehabilitację. Z jednej strony cieszę się, bo miejsce, do którego jadę nigdy mnie nie zawiodło. Z drugiej strony mam, jak zwykle lekkie obawy. Czy i tym razem będzie tak super, jak zawsze? Pracuję zatem nad mega pozytywnym nastawieniem i wymyślam tylko najlepszy rozwój wypadków. Chociaż kilka dni temu miałam chwilę zwątpienia i stwierdziłam, że absolutnie nigdzie się nie wybieram. Ot, kobieca natura :) Mój mąż na szczęście wie, jak mi poprawić nastrój. Kto by marudził po długich zakupach w galerii?  Najbardziej liczę na całą masę zabiegów i odpowiednich ćwiczeń. Trzy tygodnie intensywnego zmagania się z własnym ciałem. Na to liczę, a nie na leniuchowanie. Odpoczywać to ja mogę w domu przy garach i pieczeniu. Szczególnie, kiedy wstaje taki dzionek.









Nic tylko upiec coś pysznego. Na przykład jogurtowe muffiny z dodatkiem czekolady.



Lub też fit marchewkowe, całkiem zdrowe.


Do tego fit namówiła mnie moja chrześnica, które studiuje dietetykę, no i oczywiście stara się edukować całą rodzinę, a przy okazji odchudzić bardziej utyte egzemplarze. Marchewkowe z miodem było bardzo fajne, chociaż na początku nieco dziwne, szczególnie dla mojego męża, który, jeżeli nie poczuje na podniebieniu prawdziwego cukru, nie jest do końca usatysfakcjonowany. Dlatego ciasto fit musiał zagryźć tabliczką czekolady :)

Ponieważ ostatnio każdą wolną chwilę spędzaliśmy na tarasie




postanowiliśmy zrobić wreszcie spacer i poznać nasze nowe otoczenie nieco dokładniej.
I tak ślimaczym tempem


Ja czasami szybciej, bo kiedy równa droga lubię pędzić przed siebie i chociaż przez chwilę czuć, że kontroluję rzeczywistość.
Okolica okazała się bardzo przyjemna. Natrafiliśmy nawet na małe mocno zarośnięte jeziorko. Kiedy nasze osiedle dopiero powstawało, można było przy nim spotkać sarenki. Teraz ruch na budowie niestety je wypłoszył.




Przy okazji zawarliśmy bliższą znajomość z naszymi sąsiadami i natknęliśmy się na moją szkolną koleżankę. Okazało się, że mieszka w budynku na przeciw i teraz możemy do siebie machać. Kawa i plotki już są zapowiedziane.

Wszystko jednak musi poczekać na mój powrót. I układanie paneli w kolejnym pokoju też, bo beze mnie, czyli głównego dekoratora, mąż ma zakaz robienia podłóg.
Odezwę się z Kudowy i zdam relację. O ile ćwiczenia mnie nie wyczerpią i nie padnę plackiem.