czwartek, 25 października 2018

Orzeł.

   To, co teraz dzieje się w moim życiu uczy mnie stale wychodzić ze swojej strefy komfortu i pokonywać lęk przed nowym. Kiedy usiadłam na wózku, musiałam schować dumę do kieszeni, a wcale nie było to łatwe. Jeszcze trudniejsze jest oswajanie rzeczywistości z perspektywy czterech kółek. Oczywiście, kiedy poruszam się po wytartych szlakach czuję się w miarę bezpiecznie, ale każda wyprawa w nieznane to same znaki zapytania. Czy będą schody bez windy, krawężniki nie do pokonania, toaleta na tyle duża żebym mogła się w niej zmieścić z całym sprzętem itd. itp. Na szczęście uczę się mówić o swoich potrzebach osobom z otoczenia i dzięki temu sami robią rozpoznanie terenu pod moim kątem. Zaczynam się czuć coraz bezpieczniej na zewnątrz. Częściej również  uruchamia się moja uparta i ciekawska natura, dlatego chętniej sama wyruszam na spacer albo robię zakupy. I nagle okazuje się, że większość moich lęków siedziała tylko w głowie i, że ludzie wcale nie patrzą na mnie "dziwnie", bo ja jestem "dziwna". Sami niekiedy czują się zagubieni w mojej obecności, bo nie wiedzą czy mam problem tylko z chodzeniem, czy też każde spojrzenie z typowo ludzkiej ciekawości, wywoła u mnie niekontrolowany wybuch histerii. Otóż nie, nie wywoła. Oczywiście nie lubię, kiedy ktoś się na mnie "gapi" bez opamiętania, bo mnie to krępuje. Staram się wtedy posłać temu komuś rozbrajający uśmiech i delikwent odpływa. Zresztą ja też przyglądam się osobom niepełnosprawnym, a to dlatego, że jestem ciekawa, jak sobie radzą z rzeczywistością. Natomiast wózkowicz jest poddawany szczegółowym, ale i dyskretnym oględzinom, a raczej jego wózek. Myślę, że każdy fan motoryzacji zrozumie moje zainteresowanie czterema kółkami :D

   Obserwuję samą siebie i zmiany, jakie we mnie zachodzą i mam nadzieję, że będzie ich jeszcze więcej i, że świat zewnętrzny przestanie mnie przerażać i nauczę się przyjmować pomoc innych ludzi bez skrępowania. To kolejny krok wychodzenia ze strefy komfortu, jaką sobie stworzyłam kilka lat temu. To moje nowe zajęcie i ludzie, jakich poznałam dzięki Flavonowi motywuje mnie do działania i do tego, by odszukać dawną siebie. Nie tą siedząca na kanapie i dumającą nad swoim losem. Tylko taką jak dawniej, kiedy nie bałam się żadnego wyzwania i kochałam nowości i zmiany. Dlaczego zatem nie podjąć teraz takiego trudu, tylko w nieco innych warunkach fizycznych?

Ostatnio zrobiłam kilka nowych, fantastycznych rzeczy. Nowe ciasta, których kiedyś się obawiałam, nowe wycieczki, bez kwękania i strachu, super urodziny, których nigdy nie zapomnę, a to dzięki ludziom z Saszetki Mocy i całkiem nowe szkolenia, które budują pewność siebie i wewnętrzną siłę. A, i nie wolno oczywiście zapominać o całkiem nowych osiągnięciach w mojej gimnastyce. Znowu zaczęłam ćwiczyć z obciążeniem, a to jest po prostu MEGA sukces. Kiedyś bym nie miała siły na to wszystko, co robię w ciągu jednego dnia. Zawsze musiałam wybierać między ćwiczeniami, wyjściem na zakupy, czy sprzątaniem. Jeden dzień, jedna czynność. Najgorzej było na wiosnę i właśnie jesienią, ponieważ w tym czasie musiałam przyjmować tabletki lub zastrzyki na wzmocnienie mięśni i systemu nerwowego. O skutkach ubocznych szkoda mówić. Po super zastrzykach, drogich jak nie wiem co, miałam zawrotu głowy i zamiast fikać koziołki, leżałam, jak naleśnik, a po super tabletkach siadała mi wątroba. Pewnie dlatego ciągle szukałam i szukałam czegoś naprawdę dla mnie. Flavonki w sumie znalazły mnie samą i wiem, że wreszcie to jest to.

  Ostatnio najlepiej na mnie działa Peak Veggie. Milion witamin, polifenoli, flawonidów, a przede wszystkim bardzo ważne dla układu nerwowego oleje bogate w kwasy Omega. Im więcej czytam o znaczeniu składników owoców i warzyw, tym bardziej się przekonuję, że słusznie zawsze stawiałam na naturę. Wolałam pic zioła, niż łykać tabletki. A teraz uwielbiam moje "dżemiki", bo dzięki nim biegam, jak ten króliczek Duracell :D Dzisiaj zrobiłam już milion rzeczy i zaraz opuszczam moją strefę komfortu i lecę na kolejne szkolenie. Niedługo pokażę mojego pierwszego własnoręcznie stworzonego torta. Będą też relacje z kolejnych wypraw i wiele ciekawych informacji na temat zdrowia ciała i ducha :D




wtorek, 16 października 2018

Burza mózgu.

 
Niedziela zaczęła bardzo pracowity tydzień, pełen nowych pomysłów i pracy z ciekawymi, zaangażowanymi ludźmi.




Stworzyliśmy super grupę, w której każdy ma swoje miejsce, a nieustanna burza mózgów każe nam wychodzić ze strefy komfortu i motywuje do działania.


Obraz może zawierać: 6 osób, uśmiechnięci ludzie, ludzie stoją, buty i w budynku




 Przed pracą oczywiście porządna dawka witamin, minerałów, flawonoidów i polifenoli. Mózg i cała reszta zaopatrzone i....do dzieła.  Nawet najdłuższy maraton nam niestraszny.



  Nie zapomniałam również o czymś na przekąskę. Kusi upieczenie drożdżówki, ale zaczynam się przestawiać na bardziej dietetyczne słodkości. Mąż na razie cierpi i rekompensuje straty porządną porcją czekolady, co działa na mnie odrobinę deprymująco. Na szczęście dla równowagi pałaszuje swoją porcję Flavonków.










Ciasteczka owsiane z musem jabłkowym gotowe w pół godziny. Przydały się na dzisiejszym szkoleniu i na szczęście dostały wysokie noty. Oczywiście pochłaniam nie tylko dietetyczne ciasteczka, ale i mądre książki. Przeciwutleniacze, wolne rodniki, witaminy fruwają mi wokół głowy a każda informacja motywuje do kolejnych poszukiwań. Jest to temat rzeka. Dlatego myślę, że Zdrowie w modnym stylu będzie się rozwijać i tematów mi nie zabraknie.

  Cieszę się, że FLAVON wywraca mój świat do góry nogami (w pozytywnym znaczeniu) i to w każdej dziedzinie. Zaczęło się zupełnie niewinnie, a mianowicie od szukania kolejnej metody na moje choróbsko. Kiedyś myślałam, że wykorzystałam już wszystkie możliwości, aż na mojej drodze stanęła niesamowita osoba, z wiarą i pomysłem na mnie. Zaraziła mnie tym i cały czas motywuje. Czuję się coraz lepiej i mam wreszcie więcej siły do ćwiczeń i do długich spacerów, na które teraz to ja wyciągam całą rodzinkę. Poza tym z moich intensywnych działań jest kolejny pożytek. Już nie muszę kupować flavonków. Moja praca, przekonanie, a przede wszystkim efekty, zaowocowały tym, że dostaję je za darmo i mogę jeść bez oszczędzania łyżeczek i saszetek. A kiedy słucham opowieści moich znajomych o tym, jak FLAVON bardzo zmienił ich zdrowie, podniósł siły witalne, czuję się jeszcze bardziej podbudowana. Najbardziej wiarygodne są bowiem zmiany, jakie zauważam u najbliższych mi osób i z radością obserwuję, kiedy takie czy inne dolegliwości zaczynają ustępować. Dlatego, kiedy słyszę od rodzica, że jego dziecko zalicza wszystkie sezonowe przeziębienia, a szczególnie, od kiedy zaczęło chodzić do przedszkola i jego zdaniem to normalne, to aż mi skóra cierpnie i mam ochotę się roześmiać. Już wiem, że tak nie musi być, a dzieje się na własne życzenie. Przekonuję się coraz bardziej, że moc warzyw i owoców jest przeogromna. Nie chodzi jednak tylko o to, by je jeść, ale korzystać z nich świadomie. Po to mądre głowy zbadały zależności między poszczególnymi składnikami owoców i warzyw, sposób w jaki  oddziałują na nasz organizm i podnoszą swoją moc odpowiednio skomponowane, żeby skorzystać z ich wiedzy i wieloletnich doświadczeń.

  Dlatego marzy mi się moment, kiedy wszyscy zaczniemy żyć  i odżywiać się świadomie. Mam tylko nadzieję, że nie trzeba będzie czekać do następnego pokolenia, bo w każdym wieku i momencie życia jest czas na pozytywne zmiany. I wcale nie trzeba wierzyć w powiedzenie, "w końcu na coś trzeba umrzeć". Owszem trzeba, ale tylko i wyłącznie "na starość", a nie z powodu choroby. Czy nie lepiej działać, zamiast sobie serwować zaplanowane cierpienie? Ponieważ doskonale wiem, jakie jest  życie z chorobą, postanawiam, że obecnej nie pozwolę się stłamsić i nie dopuszczę żadnej innej do siebie!!! Rzekłam!!! :D :D :D

  Pierwsze mega jesienne fotki z ostatniego spaceru już czekają na ujawnienie, a w kolejnych postach ciekawe historie bardzo fajnych ludzi. Kolejna jesienna sesja też już zaplanowana.






wtorek, 9 października 2018

Coś na osłodę.

Żeby odpędzić nieco jesienne przygnębienie sięgam po coś dobrego do jedzenia. Ostatnio królują pieczone jabłka z kruszonką z płatków owsianych i orzechów. Kiedyś były to słodycze, ale od kiedy zaczynam naprawdę świadomie jeść, z większości z nich też rezygnuję. Wystarczy, że przeczytam skład najzwyklejszej czekolady i od razu przechodzi mi ochota. Wiem już, jak działają te wszystkie ulepszacze, konserwanty, oleje palmowe i sztuczne słodziki. Pytanie tylko, czy można znaleźć zdrowy zamiennik cukru? Można i na pewno nie jest to aspartam, tylko....czytaj dalej......



Zdrowie w modnym stylu

wtorek, 2 października 2018

Wczesnojesienna.

      Ogarnęła mnie jakaś dziwna niemoc i melancholia. Najchętniej ryczałabym cały czas tak, jak i niebo. Wieje, zimno, pada, a słonce udaje, że istnieje. Melancholia jesienna już teraz? Czyżbym się zagapiła i nie zauważyła "złotej polskiej"? Czekałam i czekałam i liczyłam na to, że wrzesień zazwyczaj taki piękny pociągnie pogodę do października i listopada i..... I zwyczajnie przegapiłam ten wrzesień. Za dużo się działo i chcę żeby działo się nadal. Niech rozgoni nagły spadek formy, bo nie cierrrpię być rozmemłana. Myślę sobie, że to pewnie taki szok termiczno -pogodowy. W mroźną zimę bywa mniej chłodno, bo człowiek już jest przyzwyczajony. A póki co próbuję się przestawić. Zapomnieć o dłuższych spacerach i gnaniu na złamanie karku. Czasami ścigam się z mężem i udaję, że przekraczam prędkość światła i dźwięku razem wziętych. W kurtce i rękawicach jazda już nie jest taka łatwa i częściej pozwalam się wieźć, jak mała dziewczynka. A strasznie tego nie lubię. W końcu ja, jak to ja. Za wszelką cenę i w każdych warunkach walczę o samodzielność. I oczywiście złoszczę się, kiedy wspominam siebie sprzed lat, kiedy to niemożliwe, było możliwe. Najpierw w głowie, a potem w życiu. Teraz czasami trudno nawet o te dobre myśli. No tak, pomarudziłam, ponarzekałam, wytarłam nos i oczy i....do boju! W końcu nikt za mnie mnie samej nie ogarnie i nie postawi do pionu, nawet wielogodzinnym głaskaniem po głowie, bo w rezultacie od tego można tylko wyłysieć. Na szczęście mądre książki, które w tytule mają hasła, o których nigdy nie słyszałam, ciągną mnie coraz bardziej. Mam nadzieję, że telomery, betaglukany, czy inne antyoksydanty rozgonią wczesnojesienną melancholię.


Gdyby chociaż grzyby chciały rosnąć...... Chyba na razie obejrzę tylko archiwalne zdjęcia z grzybobrania.