poniedziałek, 29 września 2014

Zakochani i wieloryby w Rewalu.

Tytuł mógłby wskazywać, że zaprezentuję dzisiaj fotki moje i męża. Zakochani to my owszem jesteśmy, ale rozmiarem wielorybów jeszcze nie przypominamy :)
Rewal jest również pięknym miasteczkiem, ale dla mnie ma mniej uroku niż Pobierowo. To raczej skupisko domków jednorodzinnych i brakuje mi tam sosnowego lasu. Najbardziej podziwiam zadbane trawniki, rabaty kwiatowe i pomysłowy wystrój deptaka, w którym centralne miejsce zajmują stalowe szkielety wielorybów.  Tym, którzy próbują się na nie wspinać, potrafią się odwdzięczyć fontanną wody tryskającą z czubka olbrzymiej głowy. Woleliśmy podziwiać te, niż  modele ryb w parku wieloryba. Doszliśmy bowiem do wniosku, że pieniądze jakie musielibyśmy wydać na bilety, wolimy przeznaczyć na cztery obiady. W takich momentach zastanawiam się, kto wymyśla tak kosmicznie wysokie ceny i dla kogo są przeznaczone takie miejsca.   






 Z pomostu można podziwiać plażę i morze. Na jego barierkach zakochani wieszają kłódki i sama nie wiem, czy faktycznie dodaje mu to uroku. Być może tylko dopóki są nowe i błyszczą w słońcu. Stare i zniszczone będą wątpliwą pamiątką miłości, która być może przeminęła i zardzewiała jak one.
 
 
 

W Rewalu podoba mi się to, że wzdłuż klifu ustawione są ławeczki. Można godzinami siedzieć i podziwiać morze i plażę. 
 

 
 
Wędrując wzdłuż niego można natrafić na ławeczkę zakochanych i tablicę z wyznaniami miłości we wszystkich językach.
 

 
 
 
 
 
 
Jest również wrażliwy Mały Książę zadumany nad losami świata.
 


 
Nad morzem nawet pochmurny zachód słońca ma swój niepowtarzalny urok.  
 






 
 
 
 
 
 

poniedziałek, 22 września 2014

Zrób se loda sam w Pobierowie.

Grzyby się suszą, nogi odpoczywają po długim marszu po wrzosowiskach, mogę zatem snuć morskie opowieści.
Pobierowo kocham za wiele rzeczy. Najbardziej za sosnowy las, po którym można krążyć w nieskończoność i za każdym razem odkrywać nowe zakątki. Bardzo klimatyczne są stare, poniemieckie domki. Jest ich coraz mniej, bo na ich miejscu rosną, jak grzyby po deszczu nowoczesne pensjonaty.  
 
 
 

 
 
 
W najstarszej części Pobierowa, głęboko w lesie, odnaleźliśmy domek w którym mieszkała kiedyś Ewa Braun. W tej chwili to ruina, ale kiedyś musiała być uroczym miejscem, z pięknym widokiem na morze.


 
 
Naszym ulubionym miejscem jest Villa Morena, w której można odnaleźć spokój i życzliwość gospodarzy. O klimat i czystość dbają trzy fantastyczne kobiety, mama, córka i wnuczka. Zdobyły nasze serca i na pewno tam wrócimy. Najbardziej do poranków na tarasie z widokiem na sosnowy las, kicające po drzewach wiewióry i dziubiące w konarach dzięcioły. Mniej do ogromnych, leśnych pająków, które zakradały się do pokoju i fikały po kanapie.
 
 
 
 
Lubię też deptak pełen knajpek i sklepików. Pewnie dlatego, że we wrześniu nie ma już tłumów i spokojną nogą można tam wędrować. Mój mąż, czego zupełnie i absolutnie nie rozumiem, najchętniej wraca do tego miejsca. No, ale skoro lubi, to nie będę stawać na przeciw jego szczęściu :)
 


W Pobierowie jest też bardzo dużo zejść na plażę i to bez schodów, co mi oczywiście odpowiada. Przyznaję jednak, że do spacerowania wybieraliśmy najchętniej tę w Niechorzu albo w Dziwnowie. Czasami wystarczało siedzenie na klifie i wpatrywanie się w fale. Pierwszy dzień był pochmurny, a potem mimo słońca okropnie wiało.







Tak bardzo, że zwiewało mewy z plaży.


Dla mnie jednak szalone morze jest fascynujące. Mogę godzinami liczyć fale i zmarszczki na wodzie, wdychać zapach morza i mokrego piasku. Przyznacie, że w tym jest COŚ..... no po prostu COŚ co wręcz hipnotyzuje.
















W tym roku otarliśmy się również o świat celebrytów. Co prawda tylko z daleka, ale jednak. W Pobierowie kręcono bowiem film "Obce niebo", w jednej z willi w lesie. Mam nadzieję, że za rok dokładnie zbadamy to miejsce lub wcześniej zobaczymy je w kinie. 




piątek, 19 września 2014

Wakacje, wakacje i.....do roboty.

Jestem, wróciłam. Staram się ogarnąć i przywołać do rzeczywistości. W mieszkaniu unosi się zapach niekończącego się prania i suszonych jabłek. Jutro dojdą zapewne jeszcze grzyby, bo przecież sezon w pełni. Z doskoku będę Was raczyć nadmorskimi opowieściami i zasypywać niezliczoną ilością fotek.
Pobierowo jak zwykle było cudowne. Pogoda genialna. Morze idealne. Moje nogi....dały radę :) Takiej ilości spacerów nie zaliczyły już dawno. Pod koniec było jednak coraz trudniej, bo ciężaru im przybywało. Bowiem z rączej łani powoli zamieniałam się w pulpeta. No tak, ale nawet patyk zmieni się w piłkę po niezliczonej ilości gofrów, smażonych rybek, kotlecików i frytek oraz śniadanek podstawionych pod sam nos przez własnego męża. Teraz znowu wracam do owsianki i wmawiam sobie, jak mogę, że słodycze są wstrętne :)


 
Nasz pierwszy urlopowy, nieco zamglony wschód słońca. Do morza coraz bliżej.







Poranek zaczęliśmy tradycyjnie na śniadaniu i kawie w McDonald's, a potem spacer w lesie. Musieliśmy rozprostować nogi, bo trasa S3 nas wykończyła. Faktycznie jest najkrótszą drogą z Dolnego Śląska nad morze, ale bardzo męczącą. Brakuje przy niej jakichkolwiek parkingów. Jedynym rozwiązaniem jest zatrzymanie się na poboczu na "awaryjkach". Nasi drogowcy jak zwykle zapomnieli o bezpieczeństwie kierowcy, który po wielu kilometrach monotonnej jazdy może zesztywnieć albo zasnąć za kierownicą. Trzeba również pamiętać żeby na początku trasy zatankować auto do pełna, bo brakuje również stacji benzynowych i w połowie drogi można się zdziwić. 




Las prawdziwie grzybowy. Mnie jednak najbardziej zachwyciły wrzosy, pachnący wilgocią mech i firanki babiego lata.








 Na kolejny wschód słońca już nam się nie chciało wstawać. Łatwiej było z zachodami. Każdy inny i coraz ciekawszy. Pierwszy przy bezchmurnym niebie z widokiem na molo i falochrony w Niechorzu. Tak wiem. Przecież byłam w Pobierowie. Niby tak, ale nas jest zawsze pełno wszędzie. Będą więc relacje z Niechorza, Rewala, Pogorzelicy, Trzęsacza i......Będzie się działo :)