Jak przystało na pierwszego maja zaczęłam prawdziwie sezon wiosenno-letni. Był pierwszy grill i leżakowanie na działce oraz pierwsze zdjęcia drzewek owocowych.
Tak się zapatrzyłam na przyszłe wiśnie i jabłka, że zaliczyłam pierwszą opaleniznę, a nawet lekką spaleniznę. Na szczęście pierwsza skóra z nosa zeszła i już nie przypominam czerwonoskórej :)
Pierwsze barwne dywany powoli przekwitają, a miejsce tulipanów zastępują kolejne równie zachwycające kwiaty. I tak do późnej jesieni.....
Największą niespodziankę zrobiły mi pelargonie. Przez cały kwiecień upierały się, że nie będą kwitnąć i tak sobie trwały skulone w deszczu i chłodzie.
Natomiast w pierwszomajowy poranek pięknie się rozwinęły. Już widzę oczami wyobraźni te czerwone kaskady kwiatów spływające z balkonu :)
Była też pierwsza majowa wyprawa wśród żółtych i zielonych pól.
Nie wszędzie widok jest tak zachwycający. W wielu miejscach pola i lasy zostały zastąpione wykopami, a te kolumny to niestety nie fragment jakiejś zabytkowej budowli, ale jednego z wielu wiaduktów na kolejnej nitce trasy S3.
Na szczęście nie wszędzie las zniknął z powierzchni ziemi i można znaleźć piękne miejsce z dala od zgiełku i placu budowy.
Pierwszy spacer po lesie wypełnionym wiosenną mieszanką widoków i zapachów ziemi, drzew, kwiatów, trawy......
no i tych cudownych, soczyście zielonych, pierwszych listeczków.
To właśnie kocham w wiośnie najbardziej. Wszystko jest takie nowe, pierwsze, świeże i ma niepowtarzalny zapach. No i oczywiście smak. Czym by była wiosna bez młodych ziemniaczków i kapusty, oczywiście nie izraelskiej, czy hiszpańskiej, ale naszej. A ponieważ lubię nowe doświadczenia kulinarne pierwszy raz w życiu zrobiłam kiszona młodą kapustę. Uważam eksperyment za bardzo udany i na pewno go powtórzę jeszcze wiele razy.