Od dziecka lubiłam podróżować i poznawać świat. Pierwsze wyprawy miały jedna gorzko-słodki smak.
Coroczne kontrolne wizyty w warszawskiej klinice napawały mnie strachem. Były dla mnie jak oczekiwanie na najgorszy wyrok. Dadzą mi spokój, czy będą znowu wysyłać na przedziwne badania albo pobyty w sanatorium? W milczeniu i z bólem brzucha odbywałam podróż pociągiem, jazdę kilkoma autobusami przez warszawski ulice i długie oczekiwanie na szpitalnym korytarzu. Potem żarliwa modlitwa o to, by wizyta była tylko czysto formalna i żeby dla "mojego dobra" nie wypisano skierowania do sanatorium. Ufff tym razem nie!!
Powrót do domu był radośniejszy.
Można było pozachwycać się nowoczesnością stolicy, która nabierała coraz
większego rozpędu. Dom towarowy Wars i Sawa. Mnóstwo towaru na półkach,
takiego, którego nie można było nabyć w innych częściach Polski, a przede
wszystkim ruchome schody, najbardziej fascynująca rozrywka. I rodzynki albo banany, które można było
nabyć ot, tak zwyczajnie bez zapisów i kolejki.
Prawdziwym
odzwierciedleniem zmian, jakie zachodziły w naszym kraju, był dworzec
centralny. Tajemnicze, nieskończenie
długie podziemne korytarze, pełne małych sklepików z różnymi cudownościami. Butiki, pachnące drogerie i kwiaciarnie, księgarnie, kawiarnie, fantastyczny, barwny świat.
Później coraz mniej czasu spędzaliśmy na dworcu. Był coraz brudniejszy i
zaniedbany, a na poczekalniach nie było miejsca dla podróżnych, bo były
oblegane przez bezdomnych.
Z tamtych czasów
pozostała mi jeszcze fascynacja pociągami. Brudne, śmierdzące i często
nieogrzewane przedziały nie zapewniały wygody, ale nie to było priorytetem dla
ciekawskiego dziecka. Sam fakt podróży, krajobrazy przesuwające się za oknem,
miarodajny stukot i kołysanie, możliwość wyboru piętra, na którym chce się
podróżować. Najbardziej lubiłam piętrowe wagony. Świat widziany raz z dołu, a
raz z góry. Podróż zazwyczaj kończyła się w środku nocy, dlatego do domu trzeba
było jechać taksówką. Hura hura!! Jak, już kiedyś wspominałam, uwielbiam
taksówki i z tamtych czasów pozostało mi zamiłowanie do jazdy samochodem.
Chociaż te podróże były odbywanie raczej z konieczności,
były powodem do dumy przed koleżankami. Mogłam godzinami opowiadać, jaka
stolica jest piękna, nowoczesna, wspaniała. A oprócz tego wiecznie budujące się
metro i dworzec w remoncie i hotel Marriott, który powoli wyłaniał się z ziemi
i…..
Może kiedyś tam wrócę i dorosłymi oczami spojrzę na te
wszystkie miejsca, które kiedyś mnie fascynowały, a teraz są takie zwyczajne.
Rodzynki i banany spowszedniały, a ruchome schody omijam, bo wolę windę. Tylko
metro wciąż w budowie, a hotel Marriott pewnie wymaga kolejnego remontu J.
z dziada pradziada jesteśmy ja i mąż warszawiakami . Żyłam w tym świecie bezmyślnie, po prostu takie jest moje miasto.
OdpowiedzUsuń20 lat temu uciekliśmy ze stolicy 20 km na wieś i przyznam że pomimo jestem kilka razy w tygodniu w Wa-wie to i tak jestem zaskoczona budowlami i przemianami, a smród i tłum działają na mnie jak batog.
nowoczesne, wcale nie oznacza fajne :) kocham swój Dolny Śląsk, a centrum, galerie, tłumy działają na mnie tak samo... odrażająco :)
OdpowiedzUsuńŚwiat oczami dziecka, eh zachwycałem się taki kiedyś Łodzią, bazarem gdzie można było kupić wszystko, potem dorosłe oczy zupełnie inaczej widzą to wszystko.
OdpowiedzUsuńtak, to prawda, ale w głębi pozostają smaki i zapachy dzieciństwa, do których chętnie się powraca
UsuńZakochałam się w Warszawie będąc w III klasie liceum, a w czasie studiów to się tam najeździłam... ech! Nie spełniły się dwa moje marzenia w życiu, ale to nic - spełnił się pierdylion innych :)
OdpowiedzUsuńW-wę kochałam za to, że była nowym, nieznanym światem i niecierpiałam z wiadomych powodów :) Nie odwiedziłam jej do tej pory jako dorosły człowiek, ale za to cytując, perdylion innych fascynujących miejsc, takich wiesz z gruzami i kupkami kamieni po starych zamczyskach :))
OdpowiedzUsuńMam takie miejsca, gdzie swiat sie zatrzymal... Choc te miejsca odwiedzam czesto i nie przypominaja one dzisiaj tych, ktore pamietam z dziecinstwa, ale zostalo to, co zapamietalo moje dzieciece serce i wcale nie chce tego zmieniac...
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judith
Dzięki. Może lepiej odpuszczę sobie powrót do W-wy, bo może mnie rozczarować :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńUwielbiałam jeździć pociągami...UWIELBIAŁAM, bo odkąd JESTEM, JAKA JESTEM :-), nie jeżdę...ALE! Wiedziałam co robię- byłam b. niegrzecznym dzieckiem i jako nastolatka zjeździłam nimi całą Polskę! Filmy, które zostały w głowie są moje, nikt mi ich nie zabierze i jest to jedyne, co zabiorę ze sobą!
OdpowiedzUsuńA Warszawy nie lubię, chociaż w niej mieszkam.
też już nie jeżdżę pociągami, ale te podróże, które odbyłam pozostaną głęboko we mnie, chociaż czas już je trochę rozmywa. później było wiele innych podróży, ale o nich kiedy indzej :)
OdpowiedzUsuń