To kim jestem, jest lustrzanym odbiciem moich myśli o sobie.
Bardzo trudno mi było spojrzeć na samą siebie ze
zrozumieniem. Zawsze chciałam się ukrywać przed światem i przed ciekawskimi
spojrzeniami. Sama na siebie również nie patrzyłam z sympatią. Kiedy
przechodziłam obok dużych luster albo wystaw sklepowych zawsze odwracałam
wzrok. Nie podobała mi się istota, która się w nich odbijała. Ganiłam siebie za
sposób w jaki się poruszam i niezgrabne nóżki widoczne nawet spod najszerszych,
najbardziej maskujących spodni.
Przez wiele lat
przymierzałam się do pływania. To dla mnie najlepszy sposób rehabilitacji. Nie
potrafiłam się jednak przełamać, bo wstydziłam się swojego nieidealnego ciała.
Kilka razy odwiedzaliśmy z mężem basen, żeby się przekonać, że z szatni do wody
jest bardzo blisko i nikt nawet nie zauważy jak idę i jak wyglądam w stroju
kąpielowym. W pozbyciu się oporów pomógł mi pewien
ortopeda, który nie umiał mnie leczyć, ale wzmocnił moją wiarę w siebie.
Uzmysłowił mi bowiem, że to, jak wyglądam to nie moja wina. Nikt, kto jest
normalnym człowiekiem nie powinien się z tego śmiać i na pewno tego nie robi.
To ja bardziej krytykuje samą siebie i więcej od siebie wymagam niż inni. Mam
prawo być, kim jestem i jaka jestem. I chodzenie na basen mam traktować, jako
formę terapii, a nie wybieg dla modelek.
Pomogło.Spojrzałam wreszcie na siebie, jak na człowiek, który ma problem, a nie kaprys. Który nie robi niektórych rzeczy nie z wygodnictwa, ale z niemocy. Mam również prawo prosić o pomoc i robić niektóre rzeczy mniej typowo, czyli tak, żeby było bezpiecznie i komfortowo dla mnie. Musiałam jednak przepracować to w sobie i przekonać się, że nie tylko ja jestem niepełnosprawna. Są na świecie ludzie bardziej poturbowani, a radzą sobie o wiele lepiej, zapewne, dlatego, że nie mają w sobie poczucia inności i w naturalny sposób przyjmują wsparcie. Zrozumiałam to dzięki ludziom, których spotkałam w sanatorium, ale i tutaj. Wielkie dzięki Ethel!!!!!!! ;D
Ojej...B. mi miło, że pomogłam uwierzyć w siebie , o rany, aż mi się ciepło zrobiło :-))
OdpowiedzUsuńAle wiesz co? Ja też na początku miałam tak samo. Na początku= kiedy dopiero zaczynałam tracić pełną sprawność. Nienawidziłam swojego ciała, które nie chciało mnie słuchać, szerokim łukiem omijałam szyby wystawowe. Aż zrozumiałam, że nadal jestem fajna i piękna. Tylko trochę INACZEJ;-))
Czasami sama nie wiem, czy trudniej jest tracić swój urok, czy całe życie czuć się brzydulkiem i nie móc nigdy chodzić w spódnicy i pokazywać nóg. Wiesz jakie to kobiece i ważne. Długo dorastałam zanim zrozumiałam, że jestem ładna, nawet bez zgrabnych nóg. W Tobie jest złość na chorobę, przez co dajesz siłę sobie i innym, ale i akceptacja oraz umiejętność walki z podniesioną głową. Potrafisz to jakoś poskładać do kupy ;), chociaż niemoc czasem Cię rozwala i masz dosyć - znam te wszystkie fazy. Ale od razu wiedziałam, że jest w Tobie COŚ, kiedy odnalazłam Twoją różową stronę... Jeny, ale siem rozczuliłam. Pa
OdpowiedzUsuńTa, t dziecinne pytanie, na które b. trudno odpowiedzieć
OdpowiedzUsuń- WOLAŁBYŚ NIE CHODZIĆ OD URODZENIA, CZY PRZESTAĆ MÓC CHODZIĆ w wieku np. 20 lat?
Nigdy nie chodziłam, nie wiem, co straciłam, ale też jestem niby uboższa o to jedno doświadczenie...
Chodziłam- mam za czym płakać, bo wiem, co straciłam...Ale wiem, jak to jest...
Nie wiem; lepiej, gorzej?
Ty nigdy nie chodziłaś w mini, ja tyłkiem po oczach biłam.
Ty masz lepiej, czy ja? Nie da się tak, nie można tego wartościować chyba. Jedno jest pewne- tak i tak jest ujowo, a punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Jedno jest pewne- da się tak żyć :-)
Masz rację, lepiej nie rozdrapywać, chociaż człowiek to taka istota, która lubi czasami się poużalać i mówić światu: patrzcie, jaki jestem biedulek. Tylko jak nikt nie chce już na to reagować trzeba brać się w garść i przestać mysleć, tylko żyć. :DDDD
OdpowiedzUsuńMoże rzucę truizmem, ale naprawdę dla wszystkich jest miejsce pod nieboskłonem i wszyscy mamy prawo do bycia takimi, jakimi jesteśmy. Z brakiem akceptacji jest tak, że to nie my mamy problem, tylko ten, któremu się nie podobamy.
OdpowiedzUsuńtylko najpierw trzeba w to uwierzyć, bo często jest tak, że to my robimy problem z samych siebie, a nie inni. wszystko siedzi w naszej głowie, a wady, które w sobie dostrzegamy, są zazwyczaj niewidoczne dla innych
UsuńWłaśnie tak. Musiałam długo pracować nad koleżanką, żeby poszła na basen, aż w końcu uwierzyła, że jej figura to nie jej problem, bo nie przeszkadza jej w pływaniu, tylko problem tych, którzy się gapią i im się nie podoba.
Usuń