środa, 1 maja 2013

1-ego Maja, Święto Pracy, Święto Lenia















Zawsze 1-ego Maja czegoś mi brakuje w krajobrazie.

Jako dziecko byłam zachwycona kolorowym korowodem ludzi pracy, maszerującym ulicami mojego miasta. Może byłam tak zachwycona, bo nie uczestniczyłam w nim bezpośrednio, tylko, jako widz.  Zawsze staraliśmy się stać jak najbliżej trybuny oficjeli, która znajdowała na głównym placu miasta. Do tej pory stoi tam pomnik „przyjaźni polsko-radzieckiej” i wszyscy debatują: zostawić, czy przenieść? Pierwszego maja świat był naprawdę kolorowy i wycackany. Pamiętam, jak kiedyś wróciłam do domu z rękami i ubraniem w farbie olejnej, bo oparłam się o słupek drogowy, malowany specjalnie na uroczystości. Rano pochód, a po obiedzie obowiązkowy rodzinny spacer do parku. Oczywiście wszyscy odziani w najbardziej odświętne ubrania. Tato w garniturze, mama i ja z siostrą w najładniejszych sukienkach. Moja sukienka nigdy nie dotrwała do końca spaceru w nienaruszonym stanie. Podobnie, jak białe rajstopy, nosiła ślady trawy i krzaków, z których wyłaziłam z potarganymi kucykami i rozwiązanymi kokardami. Najlepszy moment spaceru następował, kiedy docieraliśmy do kolorowych straganów, przepełnionych cudownościami. Plastikowy wiatraczek, piłka na gumce, czasami balon, na wagę złota, przepiękny pierścionek z kolorowym oczkiem, ogromny czerwony lizak, który smakował słodkością i tylko nią albo wata cukrowa, która oblepiała rzęsy, nos i kucyki na głowie. Obowiązkowo należało zakupić pestki u starowinki, prosto z worka, nasypywane małym albo dużym kieliszkiem wprost do papierowej tutki. A woda sodowa? Prosto z saturatora, z jednej szklanki na łańcuszku. Jakoś nikt nie myślał o zarazkach i niedomytych kolorowych śladach poprzedniczek. Chodziło o smak i niesamowitą atrakcję.

Wszystkie te zakupione cudowności nie miały szansy przetrwać zbyt długo. Balon kończył żywot ciągnięty między krzakami. Wiatraczek i piłka na drugi dzień były poddawana eksperymentatorskim działaniom moich rąk. Mimo tłumaczeń mamy, że w piłce nie ma nic ciekawego, osobiście musiałam ja rozpruć i sprawdzić, dlaczego skacze. Trociny po wysypaniu ze środka lądowały w śmietniku, a gumka w zbiorach krawieckich mamy. Wiatraczek już nigdy się nie obrócił, chociaż wcześniej to potrafił.
Tak właśnie chcę pamiętać 1-ego Maja. Kolorowo i rodzinnie. Niektórzy chcieli odnowić tradycje pochodów, bez przymusu ze strony władzy, ale to już nie było to. W parku owszem nadal są stragany pełne różnorodności, do których pędzą dzieci, ale to samo jest w każdym sklepie. Żadna więc atrakcja.
Natomiast Święto Pracy jest teraz Świętem Grilla, Świętem Lenia lub Świętem Remontu.

18 komentarzy:

  1. Ach!!! Załatwiłaś mnie wspomnieniami!!
    Woda z sokiem malinowym z saturatora! Cud miód! Nic się do tego nie umywa. Nawet jak później weszły jednorazowe kubeczki, to już nie było to.
    Pochody uwielbiałam. W szkole uczestniczyliśmy w nich. Też było fajnie. Kurcze, taka dumna byłam! Że idziemy, że machamy, hehe:)
    Robiło się specjalne ozdoby z bibuły. To były czasyyy....To se ne vrati.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ne vrati, ne :( teraz pochody kończą się bitwą na kamienie. szkoda

      Usuń
  2. U mnie świętem zaległego prania i prasowania, co to spiętrzyło się niebezpiecznie od czasu, jak lecę na dwa etaty ;o) Oraz przywołałaś najpiękniejsze pierwszomajowe wspomnienia ;o))) dzięki. I ta piłka z zawartością... normalnie TAK!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sprzątania, układania w szafie, gotowania obiadu na zapas itd. no, ale zgodnie z nazwą, świętujemy pracą :)

      Usuń
  3. Po południu 1-go Maja chodziłyśmy z koleżankami w koło stadionu, taki tradycyjny spacer całego miasta. Wszyscy odświętni, odstawieni. Bardziej to utkwiło mi w pamięci niż pochody. Nie wiem dlaczego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To było bardzo ważne, żeby przyodziać się odświętnie. Teraz każdy na luzie, czasami aż za bardzo.

      Usuń
  4. pamiętam to wszystko też, najpierw z rodzicami a potem, w szkole, całymi klasami, raz jako jacyś przebierańcy, innym razem w szkolnych mundurkach (liceum...) ze szturmówkami w rękach... potem zrywaliśmy się wszyscy i szliśmy w miasto ... `było super :) miłego święta...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. fajne wspomnienia. niby było to z obowiązku, ale jednak frajda :D

      Usuń
  5. Wiesz, że dzisiaj o tym myślałam? Z identycznym poczuciem braku. Jako dziecko uwielbiałam chodzić na pochody pierwszomajowe. Czułam radosną atmosferę, w całym mieście rozbrzmiewały pieśni Mazowsza i Śląska, z wielkich samochodów sprzedawano Pepsi-Colę, która była wówczas wielką, deficytową atrakcją, a co kawałek stali sprzedawcy baloników z całymi ich pękami. Zawsze wybierałam taki podłużny, z pyszczkiem i uszami, pokryty kolorowymi ciapkami. Do dziś kocham zapach gumy, z której zrobione są balony... Takie rzeczy pamięta się do końca życia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no. to są właśnie zapachy, smaki i barwy naszego dzieciństwa. nawet te duże, czerwone lizaki smakowały inaczej. pamiętam też, jak tato był szczęśliwy, kiedy z takiego samochodu udało mu się kupić piwo :D długo je później celebrował :D teraz na każdym festynie jest przede wszystkim piwo i pijane małolaty.

      Usuń
    2. ...i mnóstwo hołoty, i kupa chamstwa...

      Usuń
    3. dlatego też od lat nie odwiedzam parku, a już najbardziej unikam zbiorowych imprez. wrzaski, smród grilla, przeklinanie, baby pijące piwo na równi z facetami. nie mam nic przeciwko piciu piwa, ale z umiarem i kulturą. może jestem starej daty, ale widok pijanej i przeklinajacej kobiety jest dla mnie najbardziej odrażający.

      Usuń
    4. Jest. W rzeczy samej.

      Usuń
  6. Ehhh miniona epoka, inne czasy inni ludzie, a przed wszystkim inne zachowania, mimo, że pod przymusem, ale świętowali, fajnie było :)
    Dobry wieczorek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj wieczorkiem :) Od kiedy zlikwidowano ten przymus, każdy robi co chce, a jakie są tego wyniki widać na około. Może staliśmy na baczność, ale dzisiejsza wolność za bardzo nas ogłupiła.

      Usuń
  7. jestem niesamowicie rozżalona na życie bo nigdy nie pozwolono mi pić gruźliczanki z saturatora i nawet jako dorosła nie piłam pamiętając wywody jakie mi wpajano.

    ale , ale sukienek nie cierpiałam bo mnie ograniczały.Pewnego 1 maja wystrojono mnie w różową burawą z bukle i białe juz elastyczne rajstopki i czarne lakiery z białym kwiatkiem na czele.więc sobie szłam z babcią do reszty osobników naszego stada .A że było późno juz babcia poprowadziła mnie na skrótu , czarną szutrową drogą z której wystawały rewelacyjne wielkie sprężyny .Ze sprężyny na sprężynę skakałam , aż się wyrypałam.Przebranie mnie w spodnie było najpiekniejszym momentem w tym 1 majowym dniu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o taaaak! niech żyją spodnie! :D moje białe rajstopki bardzo często przestawały być białe zanim doszłam do parku. potrafiłam się wyrypać na dzień dobry i na spacer szłam z dziurami i bagnem na kolanach :D spacer ze mną był dosłownie jak gehenna. rodzice wracali wkurzeni, bo nie można było mnie prowadzić kulturalnie ścieżkami. wrzystkie chaszczory świata były moje, no bo w nich jest najciekawiej, prawda? szkoda, że na takie sprężyny nie natrafiłam, to by była zabawa :DDD

      Usuń
    2. i zawsze mi mawiano: dziewczynka powinna chodzić w sukienkach , a ja obiecywałam sobie: jak będę starą 20 latką, potem 30 latką , potem 40 latką i potem i siakoś dżinksy są mi pisane .

      Usuń