Zawsze 1-ego Maja czegoś mi brakuje w krajobrazie.
Jako dziecko byłam zachwycona kolorowym korowodem ludzi pracy, maszerującym ulicami mojego miasta. Może byłam tak zachwycona, bo nie uczestniczyłam w nim bezpośrednio, tylko, jako widz. Zawsze staraliśmy się stać jak najbliżej trybuny oficjeli, która znajdowała na głównym placu miasta. Do tej pory stoi tam pomnik „przyjaźni polsko-radzieckiej” i wszyscy debatują: zostawić, czy przenieść? Pierwszego maja świat był naprawdę kolorowy i wycackany. Pamiętam, jak kiedyś wróciłam do domu z rękami i ubraniem w farbie olejnej, bo oparłam się o słupek drogowy, malowany specjalnie na uroczystości. Rano pochód, a po obiedzie obowiązkowy rodzinny spacer do parku. Oczywiście wszyscy odziani w najbardziej odświętne ubrania. Tato w garniturze, mama i ja z siostrą w najładniejszych sukienkach. Moja sukienka nigdy nie dotrwała do końca spaceru w nienaruszonym stanie. Podobnie, jak białe rajstopy, nosiła ślady trawy i krzaków, z których wyłaziłam z potarganymi kucykami i rozwiązanymi kokardami. Najlepszy moment spaceru następował, kiedy docieraliśmy do kolorowych straganów, przepełnionych cudownościami. Plastikowy wiatraczek, piłka na gumce, czasami balon, na wagę złota, przepiękny pierścionek z kolorowym oczkiem, ogromny czerwony lizak, który smakował słodkością i tylko nią albo wata cukrowa, która oblepiała rzęsy, nos i kucyki na głowie. Obowiązkowo należało zakupić pestki u starowinki, prosto z worka, nasypywane małym albo dużym kieliszkiem wprost do papierowej tutki. A woda sodowa? Prosto z saturatora, z jednej szklanki na łańcuszku. Jakoś nikt nie myślał o zarazkach i niedomytych kolorowych śladach poprzedniczek. Chodziło o smak i niesamowitą atrakcję.
Wszystkie te zakupione cudowności nie miały szansy przetrwać
zbyt długo. Balon kończył żywot ciągnięty między krzakami. Wiatraczek i piłka
na drugi dzień były poddawana eksperymentatorskim działaniom moich rąk. Mimo
tłumaczeń mamy, że w piłce nie ma nic ciekawego, osobiście musiałam ja rozpruć
i sprawdzić, dlaczego skacze. Trociny po wysypaniu ze środka lądowały w śmietniku,
a gumka w zbiorach krawieckich mamy. Wiatraczek już nigdy się nie obrócił, chociaż
wcześniej to potrafił.
Tak właśnie chcę pamiętać 1-ego Maja. Kolorowo i rodzinnie. Niektórzy
chcieli odnowić tradycje pochodów, bez przymusu ze strony władzy, ale to już nie
było to. W parku owszem nadal są stragany pełne różnorodności, do których pędzą
dzieci, ale to samo jest w każdym sklepie. Żadna więc atrakcja.
Natomiast Święto Pracy jest teraz Świętem Grilla, Świętem
Lenia lub Świętem Remontu.
Ach!!! Załatwiłaś mnie wspomnieniami!!
OdpowiedzUsuńWoda z sokiem malinowym z saturatora! Cud miód! Nic się do tego nie umywa. Nawet jak później weszły jednorazowe kubeczki, to już nie było to.
Pochody uwielbiałam. W szkole uczestniczyliśmy w nich. Też było fajnie. Kurcze, taka dumna byłam! Że idziemy, że machamy, hehe:)
Robiło się specjalne ozdoby z bibuły. To były czasyyy....To se ne vrati.
ne vrati, ne :( teraz pochody kończą się bitwą na kamienie. szkoda
UsuńU mnie świętem zaległego prania i prasowania, co to spiętrzyło się niebezpiecznie od czasu, jak lecę na dwa etaty ;o) Oraz przywołałaś najpiękniejsze pierwszomajowe wspomnienia ;o))) dzięki. I ta piłka z zawartością... normalnie TAK!
OdpowiedzUsuńsprzątania, układania w szafie, gotowania obiadu na zapas itd. no, ale zgodnie z nazwą, świętujemy pracą :)
UsuńPo południu 1-go Maja chodziłyśmy z koleżankami w koło stadionu, taki tradycyjny spacer całego miasta. Wszyscy odświętni, odstawieni. Bardziej to utkwiło mi w pamięci niż pochody. Nie wiem dlaczego.
OdpowiedzUsuńTo było bardzo ważne, żeby przyodziać się odświętnie. Teraz każdy na luzie, czasami aż za bardzo.
Usuńpamiętam to wszystko też, najpierw z rodzicami a potem, w szkole, całymi klasami, raz jako jacyś przebierańcy, innym razem w szkolnych mundurkach (liceum...) ze szturmówkami w rękach... potem zrywaliśmy się wszyscy i szliśmy w miasto ... `było super :) miłego święta...
OdpowiedzUsuńfajne wspomnienia. niby było to z obowiązku, ale jednak frajda :D
UsuńWiesz, że dzisiaj o tym myślałam? Z identycznym poczuciem braku. Jako dziecko uwielbiałam chodzić na pochody pierwszomajowe. Czułam radosną atmosferę, w całym mieście rozbrzmiewały pieśni Mazowsza i Śląska, z wielkich samochodów sprzedawano Pepsi-Colę, która była wówczas wielką, deficytową atrakcją, a co kawałek stali sprzedawcy baloników z całymi ich pękami. Zawsze wybierałam taki podłużny, z pyszczkiem i uszami, pokryty kolorowymi ciapkami. Do dziś kocham zapach gumy, z której zrobione są balony... Takie rzeczy pamięta się do końca życia!
OdpowiedzUsuńno. to są właśnie zapachy, smaki i barwy naszego dzieciństwa. nawet te duże, czerwone lizaki smakowały inaczej. pamiętam też, jak tato był szczęśliwy, kiedy z takiego samochodu udało mu się kupić piwo :D długo je później celebrował :D teraz na każdym festynie jest przede wszystkim piwo i pijane małolaty.
Usuń...i mnóstwo hołoty, i kupa chamstwa...
Usuńdlatego też od lat nie odwiedzam parku, a już najbardziej unikam zbiorowych imprez. wrzaski, smród grilla, przeklinanie, baby pijące piwo na równi z facetami. nie mam nic przeciwko piciu piwa, ale z umiarem i kulturą. może jestem starej daty, ale widok pijanej i przeklinajacej kobiety jest dla mnie najbardziej odrażający.
UsuńJest. W rzeczy samej.
UsuńEhhh miniona epoka, inne czasy inni ludzie, a przed wszystkim inne zachowania, mimo, że pod przymusem, ale świętowali, fajnie było :)
OdpowiedzUsuńDobry wieczorek :)
Witaj wieczorkiem :) Od kiedy zlikwidowano ten przymus, każdy robi co chce, a jakie są tego wyniki widać na około. Może staliśmy na baczność, ale dzisiejsza wolność za bardzo nas ogłupiła.
Usuńjestem niesamowicie rozżalona na życie bo nigdy nie pozwolono mi pić gruźliczanki z saturatora i nawet jako dorosła nie piłam pamiętając wywody jakie mi wpajano.
OdpowiedzUsuńale , ale sukienek nie cierpiałam bo mnie ograniczały.Pewnego 1 maja wystrojono mnie w różową burawą z bukle i białe juz elastyczne rajstopki i czarne lakiery z białym kwiatkiem na czele.więc sobie szłam z babcią do reszty osobników naszego stada .A że było późno juz babcia poprowadziła mnie na skrótu , czarną szutrową drogą z której wystawały rewelacyjne wielkie sprężyny .Ze sprężyny na sprężynę skakałam , aż się wyrypałam.Przebranie mnie w spodnie było najpiekniejszym momentem w tym 1 majowym dniu
o taaaak! niech żyją spodnie! :D moje białe rajstopki bardzo często przestawały być białe zanim doszłam do parku. potrafiłam się wyrypać na dzień dobry i na spacer szłam z dziurami i bagnem na kolanach :D spacer ze mną był dosłownie jak gehenna. rodzice wracali wkurzeni, bo nie można było mnie prowadzić kulturalnie ścieżkami. wrzystkie chaszczory świata były moje, no bo w nich jest najciekawiej, prawda? szkoda, że na takie sprężyny nie natrafiłam, to by była zabawa :DDD
Usuńi zawsze mi mawiano: dziewczynka powinna chodzić w sukienkach , a ja obiecywałam sobie: jak będę starą 20 latką, potem 30 latką , potem 40 latką i potem i siakoś dżinksy są mi pisane .
Usuń