Nasza ostatnia wyprawa była znakomita i bardzo owocna. Owoce zebrane w postaci cudnych przeżyć, niezapomnianych klimatów i obrazów oraz w postaci usterki auta, która ujawniła się dnia następnego.
W poniedziałek postanowiłam odwiedzić rodziców. Odpaliłam więc furę i zasuwam bocznymi uliczkami, żeby ominąć korki na głównych skrzyżowaniach. Tradycyjnie, bowiem, jak w każde wakacje, legniccy drogowcy naprawiają największe skrzyżowanie, dziwnym trafem od 3 lat wciąż to samo. Śmigam, więc dzielnie i wreszcie pokonuje ostatnie światła. Ruszam z impetem, bo upał mnie umęczył i słyszę straszny warkot. Gość z samochodu za mną chyba ma sportowy tłumik? Warkot narasta i narasta i coś zaczyna dzwonić. Auto za mną dawno skręciło, żadnego traktora w pobliżu…No tak! Pewnie to ja zgubiłam tłumik. Straciłam impet razem z dobrym humorem i powoli dowlekłam się pod dom rodziców. Zerkam ostrożnie pod auto, ale na szczęście tłumik wisi na miejscu. Wytrzęsło go biedaka na karkonoskich drogach, kiedy bocznymi, dziurawymi ścieżkami próbowaliśmy ominąć rajd samochodowy i dostać się do Szklarskiej Poręby Górnej i pewnie ujawniła się jakaś dziura w rurze wydechowej.
Po południu
zajeżdżamy do zaprzyjaźnionego warsztatu i zaczyna się tzw. polka. Tłumik
środkowy ma dziurę na dziurze i trzyma się na ostatnim włosku. Szukamy
w kilku katalogach, żeby go zamówić, ale o dziwo nie możemy go namierzyć. Mechanik
proponuje, że zamówi w hurtowni, taki, żeby pasował do mojego modelu. Na drugi
dzień dzwoni i oświadcza, że zamówiony nie pasuje i nie potrafi nam pomóc,
dlatego prosi o zabranie auta i podpowiada poszukiwanie na allegro. Robimy
dokładne zdjęcia tłumika i zaczynają się poszukiwania zakrojone na ogromną
skalę. Problem polega na tym, że auto mam typowe, ale tłumik nie, ponieważ do
tego modelu jednocześnie montowano dwa rodzaje tłumików i mi przypadł w udziale
ten "exclusiv". Jego niezwykłość polega na tym, że wąsy i dziurę ma nie tam gdzie
powinien. Nikt jednak nie potrafi nam pomóc. We wszystkich sklepach
specjalizujących się w japończykach, rozkładają ręce ze zdziwienia. Niektórzy
sprzedawcy nawet wpadają w nerwy, kiedy staramy się wytłumaczyć, że mój tłumik,
tzn. mojego auta, ma dziurę i wąsy w innym miejscu, niż sugerują wszystkie katalogi.
Widać nawet producenci nie wiedzą, że popełniają błąd. W ten oto sposób
obraziliśmy większość handlowców, wykazując im brak wiedzy, a najbardziej elastyczności.
Są chyba zbyt zadufani w sobie i swój tzw. profesjonalizm, żeby uwierzyć laikowi.
Przekopuję więc internet. Odkrywam, że tylko dwóch
producentów robi mój tłumik. Robi, a raczej tylko ma na zdjęciu w katalogu.
Dzwonię więc po pomoc do salonu Toyoty. Pan od części zamiennych zaprasza mnie
serdecznie do warsztatu i zapewnia, że z chęcią mi pomogą i za odpowiednią
opłatą wymienią, co trzeba. Kiedy wartość części, bez robocizny sięga sumy
ok.2000 zł, blednę i żegnam się pospiesznie. Droga poszukiwań prowadzi mnie na
drugi koniec Polski. W jednej z hurtowni chwalą się, że sprzedają tłumiki
mojego producenta. Sprzedawca okazuje się być profesjonalistą. Od razu
oświadcza, że ten model tłumika nie jest dostępny, bo był produkowany w bardzo
krótkiej serii. Owszem można go sprowadzić zza siedmiu mórz, ale będzie to
kwota, która zaważyłaby na moim domowym budżecie, na co najmniej kilka lat.
Podpowiada, że z takimi nietypówkami najlepiej udać się do profesjonalnego,
tłumikowego warsztatu. Tam potrafią działać cuda i dopasować mi tłumik nawet z
odrzutowca.
Tłumikowych warsztatów u nas masa! Z terkoczącym i
dzwoniącym podwoziem objeżdżamy aż cztery. Jeden zlikwidowany, dwa czynne do
godzin bardzo wczesnopopołudniowych, czyli niedostępne dla ludzi pracujących.
Ostatni, na drugim końcu miasta. Wpadamy w ostatniej chwili i przepraszamy, że
zawracamy głowę przed końcem pracy. Miękną serca mechaników i wskakują pod
auto. Po wstępnych oględzinach oświadczają, że to łatwizna i bez wielkich
kosztów ( 50 zł) połatają, co trzeba, a auto będzie gotowe na drugi dzień.
Cztery dni zajęły nam poszukiwania. Wszyscy profesjonalni
handlowcy zawiedli, bo zabrakło im pokory i autentycznej chęci pomocy. Kolejny
raz przekonałam się, że internet to siła i, że jak człowiek sam nie posiedzi
kilka godzin i nie zdobędzie wiedzy, to nikt mu nie pomoże. Teraz już wiem, że moja
Toyotka jest wyjątkowa, ale upierdliwa w tej wyjątkowości.
Skąd ja to znam...wszyscy producenci mnie olewają...nie mogę załatwić jednej prostej sprawy. Ale to jest właśnie kryzys w tym kraju. Nikt nie chce zarobić. Mało bo mało, ale zawsze. Tylko po co? Lepiej narzekać na kryzys...
OdpowiedzUsuńi broń Boże się nie przemęczać. mam wrażenie, że to ostatnio taka moda na luzactwo i olewatorstwo, mało kto wykazuje się zaangażowaniem. po prostu, jakoś to będzie!!! i już
Usuńło matko!!! Zmęczyłam się tylko czytając! wyobrażam więc sobie wasze uczucie ulgi kiedy dobrnęliście wreszcie do szczęśliwego końca :))) Życzę aby ta wyjątkowa Tototka okazała się również wyjątkowo żywotna i aby fundowała Wam jak najmniej takich atrakcji :) Buziole wielkie :*****
OdpowiedzUsuńautko jest super, ale jak nam płata figle, to na maksa :)) na szczęście rzadko :))
UsuńPo prostu dobija mnie, gdy coś się psuje i nie można tego naprawić! A już najbardziej wściekam się, gdy psuje się auto. Dobrze, że udało ci się w końcu naprawić ale 4 dni to jakaś paranoja!
OdpowiedzUsuńja też najbardziej się wściekam, kiedy mam zepsute auto, totalne uziemienie. wkurza mnie, że nie można w takich sytuacjach zdać się na fachowca i mieć temat z głowy, a nie angażować całą swoją energię i czas. okazuje się, że w tym przypadku 4 dni to i tak krótko. jakbym się zdecydowała na zamawianie tłumika, to dopiero by trwało :)
UsuńWiesz, to kolejny sygnał życiowy, że chyba nie warto zaczynać poszukiwań "od góry" tylko "od dołu" :)
OdpowiedzUsuńJedno, co cieszy, to fakt, że znajdują się jeszcze tacy pełni pasji mechanicy, którym nawet nie przeszkadza, że już po godzinach, robią robotę i do tego cenią się uczciwie :)))
masz rację, a paradoksem jest to, że mechanicy, którzy to naprawili prowadzą też duży sklep z tłumikami i to do nich jako pierwszych zadzwoniłam szukając części. niestety najpierw mnie zbyli, bo nie mieli takiego modelu. potem jednak wymyśliłam, że jednak go posklejamy i tak oto zatoczyłam koło :))
UsuńNo... i to jest powód, dlaczego nie przepadam za "japońcami". Autka niby fajne, ale jak przychodzi do naprawy, to klękajcie narody :)
OdpowiedzUsuńOraz mnie tłumik odpadł w warsztacie - ledwo dojechałam :)))
toyoty sobie cenie, że jednak rzadko się psują, poza tym można znaleźć tanie zamienniki oryginalnych części, pod warunkiem, że są typowe ;))))))))))
UsuńMoja czerwona rakieta też zaczyna pierdzieć;((
OdpowiedzUsuńZakonczenie wlało otuchę w me skołatane serce;)
musiałam się namęczyć, żeby dojść do prostego wniosku, że po co wymieniać na nowe drogie, można pospawać i to całkiem fachowo. poza tym zapewnili mnie, że jak nastąpi kolejna dziura, to dopasują mi tłumik z innego auta i po krzyku. także teraz jestem spokojna, ale będę nasłuchiwać ewentualnych pierdów :))
Usuńsłuchaj Polly - my musimy wymienić przednią szybę i Pan od szyb powiedział nam, że jakbyśmy chcieli do Ferrari to owszem, od ręki, ale do Astry trójki to sorry, nie ma tak letko... i tak już czekamy drugi tydzień!
OdpowiedzUsuńpo prostu zajefajnie :))) niby wszystko jest dostępne, ale najczęściej w katalogu, bo jak przychodzi co do czego to.... szkoda słów :)
OdpowiedzUsuńPrzechodzilismy kiedyś problemy z tłumikiem daleko od domu i zakończenie było podobne - 40 zł za pospawanie, ale nerwy po drodze... tego wspóczuję bardzo
OdpowiedzUsuńnajgorzej mieć problem z autem na wyjeździe, chociaż teraz jest więcej warsztatów niż kiedyś, ale zamiast wczasów, można sobie zafundować wizyte u mechanika :)
UsuńDlatego wolę prostą Pandę, hi, hi, hi...
OdpowiedzUsuńprzez 9 lat jeździłam seicento i naprawy były mniej skomplikowane, chociaż oryginalny nowy tłumik wytrzymał 1 rok i po prostu odleciał na srodku drogi. zamiennik miał o dziwo żywotność 7 lat :)
UsuńNie wiem juz, co gorsze: wybuch standartowego tlumika, czy dziurka w unikatowym :)))
OdpowiedzUsuńchyba ta dziurka, bo teraz takiego szukaj wiatru w polu :))
Usuń