poniedziałek, 6 maja 2013

Magiczne chwile














  Od jakiegoś czasu uczę się chwytać w życiu „magiczne chwile”. Jest to o tyle trudne, że jestem nader ruchliwa i trudno mi opanować moją energię. Chciałabym robić sto rzeczy jednocześnie, bo czasami bardziej mnie męczy bezczynność.   

Jako dziecko nie mogłam usiedzieć na miejscu. Na rodzinny spacer nigdy nie chodziłam wyznaczonymi ścieżkami. Wolałam chaszcze, trawska i krzaczory.  Z niedzielnej wędrówki po parku ja wracałam umorusana, w podartych rajstopach, a rodzice wkurzeni, od ciągłego upominania mnie.


Wczasy nad morzem były totalna nudą, w momentach, kiedy trzeba było przykładnie leżeć na plaży. Opalanie mogłam znieść przez około 10 minut, a potem wolałam skakać po wydmach. Takie skoki, mimo zakazu rodziców, zakończyły się kiedyś mandatem. No i na resztę wczasów pozbyłam się, za karę, części mojego kieszonkowego.

  Obecnie moja ciekawość świata jest trochę ograniczona przez to, że ciężko mi wędrować, ale i tak, kiedy zwiedzamy z mężem jakieś zamczyska albo ruiny, to najmniej mnie interesują wytyczone szlaki. Najciekawsze, bowiem znajduje się za zamkniętymi drzwiami, zakratowanymi tunelami, w zamkniętych skrzyniach. Najnudniejsze w takich wędrówkach są chwile, kiedy zmęczeni siadamy, żeby odpocząć i wsłuchać się w ciszę. Owszem jest to przydatne i miłe, ale tylko chwilkę. No, bo ile można siedzieć w jednym miejscu.
 Staram się jednak powstrzymywać przed wybuchami energii i łapać te magiczne chwile. Chwile, w których świat i czas jakby się zatrzymują dla nas, ale tylko na moment i zaraz ruszają na przód w nieokiełznanym pędzie. 
 W codziennym biegu nie mamy czasu na refleksje nad przemijaniem życia i zmiennością przyrody.  Z długiej i męczącej zimy weszliśmy w soczysta wiosnę, która żyje bardzo intensywnie i codziennie pokazuje nowe oblicza. Na ostatniej majówce też nie mogłam usiedzieć i latałam między grillem, a zielonością drzew i barwnością kwiatów.  Musiałam te chwile uwiecznić, bo drugi raz tulipany i drzewa nie zakwitną tak samo. Zapewne równie pięknie, ale nie tak samo.























































































6 komentarzy:

  1. No to mam odwrotnie, jestem maksymalnie nieruchliwa i organicznie nie znoszę się śpieszyć. Ale lubię spacerować i gdzie się da, chodzę piechotą. Dziecko, na szczęście, też miałam nieruchawe (nawet w brzuchu mnie nie kopało), bo gdybym musiała za nim gonić po placu zabaw, to chyba bym sobie w łeb strzeliła. A tak, to gdzie posadziłam, tam siedziało dwie, trzy godziny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez kiedyś, dawno temu lubiłam dużo chodzić. Wolałam przejść pół miasta niż się męczyć przy wsiadaniu do autobusu. Z dzieckiem to faktycznie miałaś fajnie, nie uganiałaś się jak szalona :)

      Usuń
  2. Buuuuu a moje tulipany zanim porządnie rozkwitły weekendowy deszcz je zniszczył buuuuuu :( A co do ruchliwości to mój najstarszy pokazał mi co to znaczy być ruchliwym haha, niewiele już mię zdziwi w tym zakresie :)
    Przepraszam czy tu gryzą bądź kąsają :)
    Dobry wieczór :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj u gryzącej, ale nie zgryźliwej Polly ;D No to się nie nudziłeś ganiając po placu zabaw. Nasze tulipany ocalały, a majowy deszcz tylko im pomógł. Wszystko się normalnie rozbuchało, jak szalone. Jak tam martini? Dzisiaj z cytrynką, czy bez, z odezwą, czy w milczeniu? ;D

      Usuń
  3. Stwierdzam, ze jestesmy do siebie podobne!
    Serdecznosci
    Judyta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chciałam wybiegać przed orkiestrę, ale też tak stwierdzam :D Ogromnie mi się podobają Twoje afrykańskie klimaty :)

      Usuń