Ostatnia moja wyprawa sprawiła mi ogromną radość. Nie tylko ze względu na walory widokowe, ale przede wszystkim dlatego, że była to prawdziwa piesza wycieczka. Długa i mozolna, ale wreszcie zmusiłam moje nogi do wysiłku. Do niedawna bowiem aby przejść sto metrów musiałam odpoczywać trzy razy i ciągnęłam się jak żółw, a sapałam jak lokomotywa. Wycieczka zaś wyglądała tak, że podjeżdżaliśmy jak najbliżej obiektu, tylko po to bym mogła wysiąść z samochodu i klapnąć na najbliższej ławce. Cieszę się ogromnie, bo to oznacza, że tygodnie i miesiące codziennych wytrwałych ćwiczeń dają rezultaty. Co prawda doprowadzają mnie czasami do szału albo łez niemocy i jest to droga w nieskończoność, ale to działa!!!
No dobra, ale miało być o Rokitnicy, a właściwie o ruinach zamku, jednej z najstarszych tego typu budowli w Polsce. Rokitnica to wieś położona w powiecie złotoryjskim. W XIII wieku Henryk I Brodaty wzniósł tu zamek. Na tym zamku właśnie w 1211 roku nadał Złotoryi, jako pierwszemu miastu w Polsce prawa miejskie i przywilej miasta górniczego. Henryk Brodaty dosyć często bywał na zamku, a nawet spędził tu miesiąc miodowy ze swoją żoną Jadwigą.
Wyprawę zaczynamy zgodnie ze ścieżką dydaktyczną, na której umieszczono liczne tablice informacyjne.
Fragment krzyża pochodzi zapewne z zabytkowego cmentarza przykościelnego.
Wiele drzew i ścieżek jest pokrytych bluszczem.
Kilka ciekawych informacji na temat tej wiecznie zielonej i trującej rośliny znajdujemy na kolejnej tablicy.
Po pokonaniu 20-stu (dokładnie przeliczyłam) drewnianych schodków, wchodzimy do lasu. Droga początkowo prowadzi łagodnie grzbietem wału obronnego, a potem raz opada stromo w dół, a raz pnie się do góry. Na pierwszej mapie wyglądało to łatwo, lekko i przyjemnie, a w rezultacie okazało się takie oto
Cudnie prawda ? :)))
Mroczne, głębokie nawet na 4 metry parowy, które okazały się podwójnymi fosami okalającymi wzgórze zamkowe.
Na podstawie tej oto bardzo plastycznej mapy, przekonaliśmy się, jak tak naprawdę jest ukształtowany teren. No, ale skoro zabrnęliśmy tak daleko, trzeba było zebrać się w sobie, przemówić nogom do rozumu i iść dalej. Zapach ruin unosił się w powietrzu. I oto wreszcie, po pokonaniu kolejnego stromego wzniesienia naszym oczom ukazało się prawdziwe cudo.
Musiało zostać obfotografowane z każdej strony, dotknięte i powąchane. Jest to ostatnia ściana z zamku, która stanowiła kiedyś część kaplicy św. Jadwigi. Zamek został zniszczony w XV wieku i nigdy go nie odbudowano.
Miejsca tego pilnują wiekowe drzewa, a niektóre z nich mają nawet imiona.
Na bocznej ścianie w 1970 roku umieszczono tablicę pamiątkową ku czci Piastów Śląskich.
Przyjemnie było posiedzieć na polanie, patrzeć na oświetlone mury, wdychać zapach historii i wsłuchiwać się w szum wiatru i trzeszczenie konarów drzew. Zimne i wilgotne kamienie opowiadają legendę o ukaranym klątwą mnichu, który od wieków liczy złote monety. O północy w poświacie księżyca w murach otwiera się tajemnicze okienko, za którym kryje się skarb. Kto w pojedynkę znajdzie się tutaj w tym czasie, może stać się jego posiadaczem. Nie ryzykowaliśmy jednak czekania do nocy, bo zaczęło mocno wiać, a polanę otoczyły deszczowe chmury. Pewnie przyroda dała nam do zrozumienia, że wystarczy odpoczynku i trzeba ruszać dalej. Ścieżka prowadziła dookoła wzgórza, ale nie zaryzykowaliśmy wędrówki tą trasą. Mąż zbadał ją wstępnie, oświadczył, że jest gorsza niż ścieżka Kunegundy na Chojniku, dlatego wróciliśmy tą samą drogą. Fakt, że moje mięśnie czworogłowe i dwugłowe były lekko gumowe, a końcowe metry pokonałam niemalże ciągnięta za nogę po ziemi, ale cieszę się, że kolejny raz odkryliśmy coś interesującego. Nasze okolice kryją jeszcze wiele tajemnic i mam nadzieję, że wystarczy mi czasu i siły, żeby je obejrzeć.
Podziwiam Twoją wytrwałość, a ja głupia stękam na swoje niedogodności w chodzeniu.
OdpowiedzUsuńOj, posiedziałabym z Tobą na tej ławeczce i posłuchała trzeszczenia drzew :)
A wiesz, nawet nie wiedziałam, że ten bluszcz jest trujący. Jak dobrze, żem go nie zżarła kiedyś, co miewam w zwyczaju próbując wszystkiego organoleptycznie ;)
Bluszcz jest trujący, a jego kwiaty śmierdzą padliną :)))
UsuńA w tym miejscu, na tej ławeczce zatopiłybyśmy się w tym tajemniczym spokoju i mowie drzew :)) Może kiedyś nabiorę siły i obejdę to naokoło, jak prawdziwy turysta. Dobre czasy wróćcie :)))
Dzielna z Ciebie turystka :)))
UsuńI znów się muszę przyznać do niewiedzy..to to w ogóle kwitnie?
No, ale jeśli daje padliną to jest wysoce prawdopodobne, że bym tego przez przypadek do gęby nie wzięła ;) Co innego nasturcję o smaku rzeżuchy (no i trzy razy pisałam rzeżucha, aż wyszła jak trza) :)
hodowałam kiedyś nasturcje na balkonie. próbowałam kwiatków i owocków po przekwitnięciu, czyli kaparków. podobne w smaku do tych ze słoika. żywiłabym się nadal, ale mnie mszyce uprzedziły i wrąbały resztę :))
UsuńUwielbiam takie wyprawy!!!
OdpowiedzUsuńSuper :) i faktycznie piękne zielone tunele
takie mroczne trochę, ale bardzo klimatyczne miejsce. ciekawość bierze co jest za następnym zarośniętym wzniesieniem. lubię takie tajemnicze miejsca :)
UsuńTak tam tajemniczo. Rzeczywiscie jest tam tak pusto? Bo to aż zachęca do spaceru!
OdpowiedzUsuńFaktycznie pusto, mimo niedzieli. Na polanie czeka miejsce na ognisko i patyczki do kiełbasy, a tu nikogo chętnego. Lubię takie pustki, lepiej się zwiedza i kontempluje :))
UsuńOj, przegapiłam takie piękne ruiny.... Zatem jeszcze raz muszę wybrać się te strony. Dzięki. Serdczności przesyłam.
OdpowiedzUsuńDożo jeszcze przed Tobą :)) Pozdrawiam i zaglądaj w moje strony :))
UsuńO Brodatym i Jadwidze pięknie pisał Jasienica w "Polsce Piastów" - oddanie dla Polski, te krzyże to ich wiara, a miejsca pięknie sfotografowałaś...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
http://kadrowane.bloog.pl/
O Jadwidze czytam coraz więcej, pewnie dlatego na każdym kroku odnajduję jej ślady.
UsuńPozdrawiam :))
jakie wy piękne miejsca wynajdujecie! wspaniałe wycieczki i piękne widoki. A Twoja wytrwałość kochana naprawdę godna najszczerszego podziwu! Buziaki wielkie przesyłam globtroterko :) :***
OdpowiedzUsuńte piękne zakątki nas jakoś tajemniczo same przyciągają :))) moje całe życie wymaga ode mnie ogromnej wytrwałości, cóż poradzić :)))
Usuńbuziole :)
Najpiękniejsze momenty to te, kiedy pokonuje się własną niemoc. A Ty w dodatku dokonałaś tego w niecodziennej scenerii. To nie matka natura wygoniła was z ruin. To zazdrosny mnich zwoływał moce piekielne. jako nastolatka byłam koło Złotoryi ( Wilkowice? na obozie sportowym. Biegaliśmy po tamtych lasach. Bardzo ładne tereny:)
OdpowiedzUsuńDlatego tylko wyprawy, które odbyłam na własnych nogach uznaję za zaliczone. Kiedy mąż namawia, że wniesie mnie na rękach oburzam się i dopiero wtedy dostaję mocy :))))
UsuńOkolice Złotoryi (Wilkowa)są faktycznie przepiękne. :)
Polly, do niedzieli nie mam dostępu do komputera ani Internetu, korzystam z chwilowej możliwości. Uderzyło mnie podobieństwo Twoich zdjęć do tych, które chcę w najbliższym czasie pokazać!
OdpowiedzUsuńmoje zdjęcia przypomniały mi Twój ostatni post o Wladzie Palowniku. szczególnie zarośnięty skansen :)
UsuńPosłusznie melduję powrót w domowe i blogowe pielesze. Ja raczej o tej splatanej zieleni... Zresztą, zobaczysz jutro :)
Usuń*"splątanej".
UsuńBędziesz na święcie Ceramiki :)?
OdpowiedzUsuńchyba raczej nie. nie przepadam za takimi imprezami, jedyny wyjątek stanowi Lato Agatowe :))) zamiast ceramiki mam zamiar kolejny raz odwiedzić zamek Kliczków, prawdziwa perełka :))
UsuńCuda mamy tutaj, cuda ;)
UsuńZapraszam na rejs! :)
OdpowiedzUsuńok, już płynę :)
UsuńWspaniale, że dałaś radę i na tyle odzyskałaś formę, żeby połazić sobie i pooglądać te wszystkie cudne zakamarki i ruiny!
OdpowiedzUsuńTeż uwielbiam takie miejsca zwiedzać i fotografować :)
pozdrowienia!
Ja też się cieszę z mojej obecnej formy i to dodaje mi skrzydeł. Ćwiczenia nie idą na marne. Forma coraz lepsza i figura też :)
UsuńPozdrawiam :))
Polly, jestem :)
OdpowiedzUsuńi byłam na Kliczkowie, tak jak polecałaś..
i na Sokoliku...
i na Śnieżce znowu i w Samotni i na Czochu i w Szklarskiej...
ech, jak tam wszędzie jest cudnie!!!!!!
teraz przecieram szlaki domowe z kuchni do łazienki przede wszystkim :)
aaaa, i wracając wczoraj wzdychałam tylko mijając drogowskazy na Legnicę :)
fajowo :))) czekam na szczegóły :))
Usuńja tez wzdychałam :)
No to miałaś wspaniałą wycieczkę i podotykałaś historii. Droga nie była łatwa, więc brawo dla Ciebie. *** Kościół w Jaworze też oglądałam w drodze powrotnej do domu. Jest większy od kościółka w Klępsku i ładniejszy z zewnątrz. Wnętrze też mnie zauroczyło. Będzie o nim w następnym poście. Wnętrze kościółka w Klępsku jednak bardziej mnie zachwyciło, może dlatego, że mniejszy, a może dlatego, że go pierwszego oglądałam:0. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńKocham historię, a kiedy jestem w takich miejscach lubię sobie wyobrażać, jak tam kiedyś żyli ludzie. Gdybym nie znała historii czułabym się jakaś oderwana od rzeczywistości.
Usuńpozdrawiam :))
Lubie takie miejsca...
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judith
ja też i to bardzo :)
Usuńpozdrawiam :DD
witam :) tak blisko mieszkam a nie byłam tam choć czytałam o nim - piękne miejsce - pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńja cały czas odkrywam nowe zakątki w okolicy. jest ich całe mnóstwo :)
Usuńpozdrawiam :)