Na szczęście szkolne przeżycia są już poza mną, ale zawsze
pierwszego września robi mi się smutno. Wspomnienia z przeszłości powracają
czarną chmurą. Nie wspominam szkoły zbyt dobrze. To był wieczny stres i
zmagania. Fizyczne i psychiczne. Nieustannie stałam na baczność, najbardziej
chyba przed samą sobą. Chciałam udowodnić za wszelką cenę, że jestem
wartościowa i braki fizyczne nadrabiałam idealnymi wynikami w nauce. Moja
pierwsza dwójka, w pierwszej klasie, była dla mnie ogromną ujmą na honorze i
tamtego dnia postanowiłam, że już nigdy nie będę się wstydzić. Później słabsza
ocena doprowadzała mnie do totalnej paniki. Przecież najlepszym to się nie zdarza. Był to
również czas osamotnienia wśród rówieśników i stania z boku. Zawsze czułam się
inna i wytykana palcami.
Nie było łatwo, ale
pewnie mnie to zahartowało przed dorosłym życiem. Teraz uważam niektóre szkolne
problemy za banalne. To moje ciągłe stanie na baczność i staranie za przesadne.
Do moich obowiązków życiowych należała nauka. Problemy dorosłych mnie nie
dotyczyły, bo od tego byli rodzice. Mimo moich zmagań mogłam czuć się
bezpieczna i nie musiałam podejmować trudnych decyzji. Ktoś robił to za mnie.
Ktoś dbał o dom, o jedzenie, ubranie, wakacje. Ktoś dorosły i odpowiedzialny. Dzisiaj to ja jestem dorosła i muszę podejmować
strategiczne decyzje. Nie mogę chować głowy w piasek, uciekać przed
odpowiedzialnością za swoją teraźniejszość i przyszłość. Nikt nie może żyć za
mnie. Dopiero teraz jestem w prawdziwym życiu, wystawiona na wszelkie ciosy,
jakie niesie ze sobą dorosłość. Dorosłość, która kiedyś była synonimem wolności
i swobody. Teraz czasami chciałabym zrzec się tej swobody i pozwolić, żeby
znowu ktoś inny podejmował za mnie decyzje i przejął na siebie wszystkie problemy
świata.
Może kiedyś ta dorosłość nie była też taka drapieżna. Teraz
każdy musi dosłownie walczyć o siebie i najlepiej rozpychać się łokciami, żeby
nie zostać zadeptanym. Teraz wszyscy
jesteśmy tak samo zagubieni i przerażeni życiem. Zarówno dzieci, jak i dorośli.
Słabsi i bardziej wrażliwi nie mają prawa bytu. Silniejsi, bowiem nie oglądają
się za siebie w pędzie, jakie narzuca rzeczywistość. Ci, którzy nie biegną jednym tempem albo
potykają się po drodze są zadeptywani lub spychani na boczne tory. Zasmuca mnie
to i zastanawiam się, dokąd i po co my tak pędzimy i gdzie po drodze
pogubiliśmy prawdziwe wartości.
Na szczęście nie wszyscy zagubili te wartości :) Ja wyhamowałam i nie pędzę na oślep. Tak mi dobrze i nie zamierzam brać udziału w wyścigu szczurów. To smutne, że szkołę w ten sposób wspomniasz. Ja chyba najgorsze wspomnienia mam z liceum bo byłam w klasie z samymi dziewczynami, a one to potrafiły nieraz dopiec. Teraz w dorosłym życiu unikam pracy w babskim towarzystwie ;)
OdpowiedzUsuńJa mam najgorsze z podstawówki. W średniej ludzie byli starsi i mądrzejsi, a co do pracy to też zawsze wolałam mieszane towarzystwo ;)
Usuńnie mam jakoś szczególnie przykrych wspomnień ze szkoły, ale pragnienie bycia dorosłą tu, teraz i natentychmiast też pamiętam... a teraz...,teraz chciałabym, żeby ktoś zdjął ze mnie chociaż małą cześć odpowiedzialności i pozwolił być słabszą...
OdpowiedzUsuńno właśnie...ta odpowiedzialność i już nie tylko za siebie. to dokucza najbardziej w dorosłości.
UsuńZ czasow szkolnych pamietam, podobnie jak Frytka, ze strasznie chcialam byc dorosla:))) A juz na pewno szkola byla dla mnie wielce nielogiczna:))) Nie miescilam sie w zadnych ramkach... ech, biedni ci moi rodzice byli;)
OdpowiedzUsuńDoroslosc mi sie podoba, nie poddaje sie zadnym wyscigom, bo to przeciez ode mnie zalezy, czy koniecznie chce dorownac sasiadowi czy nie. A ja nie chce, bo mam to gdzies, bardzo gleboko gdzies. Szkoda zdrowia na wyscigi, zycie i tak bywa nieprzewidywalne, wiec po co?
Masz rację, jak najdalej od wyścigów. Czasami jednak nierówna walka jest nieunikniona. Kiedyś wszystko było oczywiste, najpierw szkoła, potem praca, z którą nie było problemu, a nawet jeżeli ktoś nie pracował to nikt mu nie dał umrzeć z głodu. Nikt nie słyszał o zrozpaczonych rodzicach, którzy zabijają siebie i dzieci, bo w tej trudnej rzeczywistości nikt nie chce im pomóc.
UsuńPamiętam, że w podstawówce byłam "outsiderem" - na nadmiar koleżanek nie narzekałam, rozchwytywana nie byłam i... nie powiem, bolało mnie to tak bardzo, jak bardzo chciałam być lubiana..., do momentu, kiedy to dotarło do mnie, że nie potrzebuję niczyjej aprobaty, by żyć. Dotarło do mnie, że jestem po prostu indywidualistką i od tej pory przestałam się przejmować duperelami i wiele rzeczy stało się prostszymi, inne zniknęły.
OdpowiedzUsuńDorosłość... I ja do niej namiętnie dążyłam, bo przyciągała mnie niezależność. Tak mi zostało. Lubię bycie dorosłą - decyduję za siebie i walczę o siebie - mimo, że w wyścigu szczurów udziału nie biorę, szkoda życia :)
Ja byłam "outsiderem" niestety nie z wyboru. Trudno jest na nowo i na nowo przeżywać kolejne odrzucanie przez rówieśników. Długie dorosłe lata zajęło mi zrozumienie, że to nie moja wina. Chociaż ciągle tkwi we mnie poczucie inności.
UsuńWyszłaś od czegoś innego, ale końcówka postu jest zupełnie, jak mojego niegdysiejszego.
OdpowiedzUsuńhttp://frau-be.blogspot.com/2013/03/139-pudeeczka.html
Miałam odwrotnie, kochałam szkołę, ale dziś tragicznie mierzi mnie wyścig szczurów, prawo silniejszego i dewaluacja wartości.
Myślę, że już niestety nie zawrócimy z tej złej drogi. Drogi, która prowadzi do nikąd. Za szybko pędzimy i nie mamy czasu oglądać się na innych. Chociaż, i to na całe szczęście jest dużo ludzi, którzy potrafili wyhamować albo wcale nie pchają się do wyścigu. Oby było nas jak najwięcej.
UsuńA ja...na początek roku czekałam :)
OdpowiedzUsuńNowe pachnące książki, nowe kredki, no i znów mogłam chodzić do świetlicy, gdzie miałam cudowne panie. Początek roku szkolnego oznaczał koniec nudy.
Te złe wspomnienia też były.....ale to już dużo później
Nowe książki były tak bardzo interesujące, że czasami już na wakacjach pochłaniałam ich zawartość. To było fajne :) Późniejsze zmagania i stres przysłaniały nieco te małe radości.
Usuńhmmmm niepełnosprawność (bo o ty chodziła w szkole??) zawsze jest trudna niezależnie od wieku, ale jeżeli chodzi o szkołę to ja przyjęłam inną taktykę, postawiłam na ludzi nie na naukę, zawsze zdawałam z klasy do klasy i tyle mi wystarczało, czy to dobrze czy źle, nie mam pojęcia, może gdybym się uczyła, to bym miała łatwiejszy start w dorosłość, ale tego co przeżyłam nikt mi nie zabierze, a uczę się teraz i teraz jestem prymusem II semestr zakończony średnią 5,00 :-) no to się trochę pochwaliłam ... Pozdrawiam gorąco
OdpowiedzUsuńniepełnosprawnym zawsze było i jest trudniej. teraz chociaż świadomość jest większa. na Twoim przykładzie widać, że na naukę nigdy nie jest za późno i na to by być prymusem :) gratulacje i pozdrowienia :D
Usuńno cóż szkoła to tylko dodatek do życia ... a w prawdziwym życiu chyba nie ma prymusów i tu nikt nie stawia dobrych stopni ...
Usuńteraz samo życie wystawia nam oceny. tylko to już nie jest zabawa w dwóje, czy piątki, ale w być albo nie, przetrwać lub się poddać.
Usuńdobrze, że w prawdziwym życiu nie wystawia się ocen tak jak w szkole; odnoszę wrażenie, że wtedy wyścig szczurów byłby jeszcze szybszy, a ludzie zjadaliby się żywcem dla lepszej oceny...
Usuńkiedyś kierowała nami ambicja, a teraz chęć posiadania, nie wiedzy a kasy.
UsuńWartości nam się filcują. Pamiętam, jak mawiała o tym moja babcia. Wkurzało mnie zdanie zaczynające się od słów 'za moich czasów'. Dzisiaj wiem, że Jej czasy były magiczne, ludzie ze sobą rozmawiali, razem pracowali, o coś walczyli. Dzisiaj każdy zmaga się sam. Moja Młoda, rozglądając się po świecie, jako kierunek studiów wybrała psychologię. Ktoś musi pomagać tym, którzy nie ogarniają...
OdpowiedzUsuńniestety nie ogarniamy coraz bardziej. kiedyś, za naszych czasów :) byli wokoło ludzie i nikt nie słyszał o psychoterapii. to była jakaś nonszalancja w zachodnim stylu. granice się przesunęły, najbardziej w odporności psychicznej.
UsuńTemat na długie rozmowy :)
OdpowiedzUsuńDla mnie teraz, w dorosłości, najważniejsze jest czerpać z życia garściami. Gdyby tego uczyli od maleńkości każdy byłby szczęśliwszy.
Ale przecież teraz wiesz, czego do szczęścia trzeba :)))
Buziaki:*
no na szczęście człowiek może się uczyć całe życie :)
Usuńbuziaki :))
Całe życie siedziałam w szkole. Do obrzydzenia:):):)
OdpowiedzUsuńTeraz to chyba nie wyścig szczurów a walka o byt. Ludzie woleliby nie targać się z życiem i innymi za bary. Nieststy, muszą, bo nie przeżyją.
masz rację. to bardziej walka o to, by przeżyć.
UsuńStwierdzam niezaprzeczalnie JESTEM SLABA!
OdpowiedzUsuńA jeśli nie jestem, mam zamiar.
:*
tiaaaaaaaaaaaaa :) Ty słaba hihihi. śmiem wątpić :) acha i zmień zamiary :)
UsuńStraszne to jest, ale to wszystko prawda co piszesz. W pogoni za pieniądzem i za koniecznością pozostania w szeregu biegniemy....donikąd, po drodze tracąc wartości, które wpajali nam rodzice.
OdpowiedzUsuńOni sami nie musieli uczestniczyć w wyścigu szczurów. O tyle od naszego pokolenia mieli mniej stresów. Żyli dużo wolniej i spokojniej.
kiedyś człowiek miał w życiu o wiele więcej pewności i ze spokojem patrzył w przyszłość. teraz ciągle musi o cos walczyć i zabiegać.
UsuńMnie do dziś szkoła śni się jako koszmar. Z tego co słyszę wokół od znajomych nie tylko mnie. Coś chyba z tą szkołą jest nie tak.
OdpowiedzUsuńmyślę, że kolejne pokolenia też nie wyzbędą się tych koszmarów, będzie chyba jeszcze gorzej.
Usuńnie mam siły nawet na komentowanie... myślę że wiesz co myślę.. :**********
OdpowiedzUsuńwiem i rozumiem.
Usuńciskam mocno :)
Lubilam szkole...
OdpowiedzUsuńTa dzisiejsza jest... wyscigiem... tylk nie wiem do czego!
Serdecznosci
Judith
dzisiejsze życie jest ciągłym wyścigiem. rzadko kiedy ludzie pamiętają, że każdy wyścig kiedyś się kończy.
Usuńpozdrawiam :)
Jakieś stresy pewno w szkole przeżywałam, jednak nie były one aż tak silne, aby o nich pamiętać. Gorzej było na studiach, w ukończenie których nie wierzyła moja Mama. Studia skończyłam i "urosłam" w jej oczkach. Obecny pęd w naszym życiu, to gonienie za pieniędzmi. Tylko w pewnym momencie w życiu nie będzie wokół takich ludzi prawdziwych przyjaciół :(
OdpowiedzUsuńwłaśnie tej bliskości ludzi brakuje mi coraz bardziej. nie ma czasu na przyjaźń, na spontaniczne spotkania, bo wszystkich ogranicza gonitwa za jakąś kolejną rzeczą.
UsuńTo smutne, że miałaś tak koszmarną szkołę, ale sądzę, że ten czas masz już za sobą?
OdpowiedzUsuńCo do pędu też się nad tym zastanawiam..
Gdzie to tak się śpieszy - meta jest na cmentarzu, a tam przecież każdy zdąży ... w swoim czasie...
Pozdrawiam
http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
http://kadrowane.bloog.pl/
staram się nie wspominać szkoły. nieprzyjemne sytuacje odbiły się na mojej psychice, ale też nauczyły zaciskać zęby i przeć do przodu. nie siedziałam w kącie zaryczana, raczej myślałam sobie: czekajcie, ja wam jeszcze pokażę :)
Usuńmeta jest na cmentarzu, a tam każdy ma tyle samo, kawałek ziemi.
Do cmentarza to jeszcze długa droga i czas nie ten, kwiaty się kończą a ziemia co raz twardsza...
Usuńhttp://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
http://kadrowane.bloog.pl/
Wielu z nas, niestety, ma niemiłe wspomnienia ze szkołą...
OdpowiedzUsuńhttp://oh-and-ah.blogspot.com/
no niestety :)
UsuńJa mam po latach szkoły jakąś traumę.To był jeden z najgorszych okresów w moim życiu, więc zazdroszczę tym, co wspominają ten czas z sentymentem.
OdpowiedzUsuńja też zazdroszczę i wierzę, że w szkole może być fajnie. szkoda tylko, że nie wszyscy tego doświadczamy.
Usuń