niedziela, 4 sierpnia 2013

Gdzie jest burza? W poszukiwaniu świętego spokoju

Przeglądam prognozę pogody i zastanawiam się, gdzie jest ta burza, którą tak radośnie zapowiadali. W nocy trochę popadało i mieliśmy nadzieję na fajny, świeży, deszczowy dzień. Ranek nas rozczarował kolejny raz, roześmianym słońcem. Mam nawet wrażenie, że ono nie tylko się uśmiecha, ale wręcz  z nas drwi. Ze mnie chyba najbardziej, bo znowu musiałam lecieć z wiadrem wody na balkon. Jak tak dalej pójdzie, to chyba zaciągnę kredyt w wodociągach.
Postanowiliśmy jednak, że wyjdziemy z domu, w którym duszno nie do wytrzymania i temperatura wyższa niż na dworze. Zawsze można skryć się w jakimś zacienionym wąwozie, starych murach lub zabytkowych piwniczkach.
Z klimą włączoną na maksa dotarliśmy do Winnicy (powiat legnicki, gmina Krotoszyce), która kiedyś należała do zakonu Cystersów z Lubiąża. Do dzisiejszego dnia pozostały w niej resztki zabudowań gospodarczych i ruina barokowego pałacu. Teraz panuje tu cisza oraz bujna roślinność. Drzewa wyglądają przez puste okiennice i otwarty dach. Lubię zatrzymać się na dłużej w takich miejscach i wsłuchać w tajemnicze opowieści, które snują opustoszałe mury.  Uruchamia mi się wtedy wyobraźnia i widzę tych ludzi, którzy żyli tu przed wiekami. Mieli swoje radości i smutki i być może tak samo dumali nad sensem istnienia. Przemierzali w skupieniu długie korytarze, podjeżdżali powozami na dziedziniec, pracowali i bawili się. Zakon Cystersów był bogatym zakonem, a Winnica w pewnym momencie była ich centrum gospodarczym. Daje się to zauważyć po rozmiarach pałacu i resztkach bogatych zdobień na ścianach i stropach.











 
 













 
 







 
 

 
 


Wycieczkę zakończyliśmy w Myślinowie w Gulusiowej Izbie, z filiżanką aromatycznej kawy i porcją przepysznej szarlotki na ciepło. Bardzo nam się spodobało to miejsce. Ze względu na walory smakowe, widok jaki się rozpościera z tarasu oraz ciszę i spokój. Kelnerka poproszona, przez raczących się kolejnymi piwami rozbawionych panów o włączenie muzyki, odpowiedziała grzecznie, że to jest miejsce wyciszenia. Byliśmy z tego bardzo zadowoleni. Przyjemnie jest bowiem w ciszy rozkoszować się jedzeniem, zamiast połykać szybko decybele. Miejsca, głównie sklepy i kawiarnie, w których dudni coś, co trudno nazwać muzyką, omijam z daleka.









piątek, 2 sierpnia 2013

Kacze opowieści o zachodzie słońca

O zachodzie słońca kaczki królują na plaży. Są tak odważne i pewne siebie, że z chęcią zasiadłyby z nami i napiły się piwa, podziwiając zasypiające jezioro. Żadnych słów więcej, niech obraz przemówi.









































Miłego weekendu.

środa, 31 lipca 2013

Marchewkowe pole, GMO, czy natura??

Był post o ogórkach i fasolce, które najpierw rosły w równych rządkach, a potem wylądowały w słoikach. Ogórki nie były idealne w kształtach, a to głównie za sprawą braku wody. Marchewkowe pola też ucierpiały, ale poradziły sobie bardzo rozrywkowo. Ocenę i interpretację zamieszczonej dokumentacji rolniczej pozostawiam Wam czytelnicy. Ciekawe co tu widzicie. Mogę tylko zapewnić, że to nie żadne GMO, tylko czysta natura.
 
 
 
 






poniedziałek, 29 lipca 2013

Zielono mi, czyli sezon ogórkowy i nie tylko

Onet niezmiennie bombarduje relacjami z życia royal baby, naprzemiennie z informacjami, czy Agnieszka Radwańska lepiej czuje się w ubraniu, czy nago. Dlatego odcinam się od nudnych wiadomości, zamykam drzwi do kuchni i idę na spotkanie z konikiem polnym i ogórkami.


Wszystko przygotowane do kiszenia. Ogórki, sól, obrany czosnek i chrzan pokrojony na małe patyczki oraz wielka wiązka kolorowego kopru.








Napełnione słoiki stoją grzecznie w rządku i czekają na zalewę. W tym roku trudno o super ogórki do kiszenia. Z braku wody są bardziej puchate niż smukłe, dlatego w jednym słoiku mieści się ich 4-5 sztuk. Oczywiście duży ząbek czosnku, dwa patyczki korzenia chrzanu i kolorowe gałązki kopru. Lubię koper, jego zapach i kolor, od żółtego do ciepłego brązu.




Zalewy ( 1 litr wody- 2 łyżki soli) wystarczyło również na zrobienie małosolnych, w glinianym garnku pamiętającym babciowe czasy.



W tym roku postanawiam zrobić jeszcze fasolkę szparagową w zalewie z wody, soli i cukru. Jest to eksperyment, ale mam nadzieję, że będzie udany.





Zapasy na zimę gotowe. Mam nadzieję, że będą równie dobrze smakowały, jak wyglądają. Konik polny schował się gdzieś za szafki, a ja po pasteryzacji fasolki padam na nos i do łóżka.