Tłum wystrojonych rodziców i dzieci. Każda dziewczynka z
dumą prezentuje komunijną sukienkę. Tylko ja drżę ze strachu, bo myślę, jak
pokonać schody prowadzące do głównego
wejścia kościoła. Na szczęście mama przychodzi z pomocą i łamiąc szyk pomaga mi
się wspiąć. Próbujemy nie słyszeć złośliwych komentarzy etatowych dewotek. Zawsze
się zastanawiam, czy te babcie rozumiały cel, w jakim tam były i modlitwy,
które klepały bez przerwy.
Taka idzie do komunii?! Takie dziecko powinno się trzymać w
domu?! Taka mała i już chora! ( czyżby choroba była zarezerwowana dla
staruszków).
Tak, wiem! Lepiej siedzieć w domu i nie rzucać się w oczy.
Takich ludzi jak ja nie wystawia się na światło dzienne!
I jak tu nie mieć żalu do Boga, który mnie od siebie
odpycha?
Żal mi samej siebie z tamtych lat. Nie rozumiałam, dlaczego
tak jestem postrzegana. Naiwnie wierzyłam, że to, czego uczą na lekcjach
religii i w kościele, o miłości bliźniego, ma odzwierciedlenie w życiu.
Niestety nawet sama instytucja kościelna nie jest ustawiona w stronę chorych.
Do tej pory większość kościołów to piękne budowle z niekończącymi się schodami do
nieba, niemożliwymi do pokonania przez niepełnosprawnych. Budowle tworzone dla
boskiej uciechy?? Najważniejsze,
wydawałoby się miejsce, również jest zarezerwowane dla zdrowych.
Teraz już wiem, że Boga można odnaleźć gdzie indziej. W
samym sobie.
Użyłem oczu tylko do przeczytania, jednak słowa od razu trafiły do serca. Pisane od serca, prawdziwie i mądrze bo dobro nie ma ograniczającej fizyczności.
OdpowiedzUsuńDziekuję bardzo :) Pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuńCzyli poznałaś Największą Tajemnicę...;o)
OdpowiedzUsuń