piątek, 21 sierpnia 2015

Adrszpaskie skały tam i z powrotem.

Upały minęły. Na szczęście, bo odbierały mi nie tylko siły do chodzenia, ale i głos. No tak, nie chciało mi się ani mówić, ani pisać, a nawet z czytaniem miałam problemy. Jakby tego było mało, osoby na które chciałabym liczyć dowalały mi brakiem zainteresowania i zrozumienia. Stwierdziłam jednak, że kijem Wisły nie zawrócę, jak i nie zmienię innych na siłę. Wiem i wierzę, że są na świecie ludzie, którym na mnie zależy i mogę na nich liczyć. Wolę zatem skupić się na tym, co przyjemne i nie pozwolić żeby cokolwiek albo ktokolwiek mnie zatrzymywał swoimi lękami i obojętnością.

Z ochotą zabiorę Was w moją ostatnią podróż, sprzed upałów. Miał to być wielki test wózka na górskim szlaku, a także wytrzymałości moich rąk i rękawiczek. Zmęczone ręce odpoczęły, ale rękawiczki niestety nie przeżyły. Hamowanie ze stromizn definitywnie pozbawiło je silikonu. W Adrszpachu byliśmy kilka lat temu, jeszcze na nogach. Pamiętam, że czterokilometrową trasę przeszłam prawie o własnych siłach. Fakt, że kiedy dotarliśmy do auta byłam wykończona i nogi się pode mną ugięły, ale byłam przeszczęśliwa, że dałam radę. Teraz niezastąpiony okazał się czterokołowiec.

Kiedy po kilkunastokilometrowym objeździe trafiliśmy wreszcie na parking przed skalnym miastem, zobaczyliśmy morze, a właściwie ocean aut. Jakby wszyscy uparli się właśnie w tym dniu odwiedzić Adrszpach. Z każdym metrem, który nas zbliżał do długiej kolejki do kasy, tłum gęstniał. Przypominało to market przed świętami. Momentami ludzi było tak dużo, że miałam wrażenie, że wchodzimy sobie na plecy. Na dodatek droga okazała się trudniejsza dla wózka, niż ją zapamiętaliśmy. Na początku wysypana bardzo grubym tłuczniem, który blokował przednie koła. Później kilka ostrych podjazdów i zjazdów, przy których silikonowe rękawiczki okazały się niezbędne, a najbardziej muskuły męża. Trudno też było nam lawirować między ludźmi, uważając jednocześnie na wystające kamienie i korzenie drzew. Atrakcji dopełniały roje bardzo natrętnych os i piszczące użądlone dzieci. W pewnym momencie udało nam się czmychnąć w jakiś boczny szlak. Tam panowały cisza i spokój. Wreszcie udało mi się zrobić kilka fajnych zdjęć, bez fragmentów obcych kończyn i mogłam spokojnie jechać z głową zadartą do góry. Sami zobaczycie, że było co podziwiać.

Nie obeszliśmy całej trasy, bo zatrzymały nas strome schody. Wracaliśmy tą samą drogą i dopiero wtedy mogłam zrobić więcej zdjęć i naprawdę zachwycać się widokami. Na szczęście największe tłumy poszły trudniejszą trasą, a poza tym było już późne popołudnie, dlatego nowych turystów raczej nie przybywało.

Osłodą całej eskapady było to, że zwiedzanie, parking i toalety mieliśmy za darmo. Taki bonus dla wózkowicza i opiekuna. Na trasie spotkaliśmy również bardzo życzliwych ludzi, którzy pomagali nam, kiedy kółka zapadały się w błocie albo, kiedy nie mogliśmy przeskoczyć przez jakąś przeszkodę na drodze. Mimo tych kilku niedogodności wyprawa była bardzo udana. Chętnie bym tam wróciła, ale raczej poza sezonem. Teraz też już wiem, jakie pułapki czyhają na wózkowiczów i którędy poruszać się najbezpieczniej.

Mam nadzieję, że dotrwaliście do końca i z chęcią obejrzycie zdjęcia. Podzieliłam opowieść na dwie części, czyli tam i z powrotem, ponieważ fotek jest cała masa.

Skalne miasteczko Adrszpach leży po czeskiej stronie pasma Gór Stołowych. Kilka kilometrów dalej jest drugie takie miasteczko w Teplicach. Tam jednak trasa jest niemożliwa do przebycia wózkiem, podobnie jak Błędne Skały po polskiej stronie. Trasa zwiedzania zaczyna się od szmaragdowego jeziorka, które powstało na miejscu kamieniołomu.





Wokół jeziorka prowadzi bardzo malownicza droga, niestety miejscami zbyt trudna dla wózka. Dlatego większość podziwialiśmy z daleka.









Jeziorko jest otoczone barwnymi skałami. Na dłużej zatrzymaliśmy się w tym miejscu w drodze powrotnej, żeby w spokoju zachwycać się atmosferą tego miejsca.






Tutaj pokonaliśmy ostatnie strome podejście, a potem już było łatwiej.




Tego miejsca nie można zwiedzać szybko. Każda skała zachwyca, a ich ciekawe kształty przypominają ludzi, zwierzęta lub przedmioty. Wiele z nich ma swoje nazwy i związane z nimi legendy.

Poniżej jedna z najbardziej znanych "głowa cukru", chętnie zdobywana przez ambitnych wspinaczy. Na skale zauważyliśmy zaledwie kilka i to rzadko rozrzuconych haków, wbitych na stałe. Okazuje się, że wspinaczom nie wolno mocować innych, chyba, że tylko zaczepy w nielicznych szczelinach. W ten sposób chroni się piaskowiec przed zbyt szybką degradacją. Poza tym jest zakaz wspinania się na mokre skały, a nawet na częściowo oblodzone. Wejście na nią jest dodatkowo utrudnione przez to, że ściany nie są pionowe  i wspinacz jest odchylony do tyłu.








Jak dla mnie to ta skała podobna jest do orangutana.









W tym miejscu chwilowo czmychnęliśmy w boczną dróżkę, żeby z daleka od tłumu, w ciszy, zatopić się w krajobrazie.




Te skałki nazywane są organami.







Te natomiast przypominają ogromne zęby.


 
Obok, wąska droga prowadzi do kaplicy, gdzie umieszczono tablice z nazwiskami ludzi, którzy zginęli w górach.
 
 








Powyżej jeden ze śmiałków walczy z przyrodą. Jak widać kaplica nie jest żadnym ostrzeżeniem. Miłość do gór i wspinaczki pokonuje każdy lęk. W tym miejscu dosłownie się zatopiłam. Nie tylko w myślach, ale i błocie. Już myślałam, że trzeba będzie skoczyć po łopatę i mnie wykopać, ale bardzo życzliwi Czesi pomogli mnie wydostać.





Powoli wróciliśmy na szlak, ale o tym w następnej opowieści.

31 komentarzy:

  1. Polly , swietna wyprawa, ale i zdjecia naprawde fenomenalne! Czy to nowy sprzet? Czy nowe spojrzenie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och dzięki, dzięki :) sprzęt stary, ale wykorzystałam nowe rady profesjonalistki i się przyłożyłam. zaczynam też bardziej krytycznie oceniać moje wyczyny fotograficzne :)

      Usuń
  2. Polly, fantastyczne miejsce!!!!! A zdjęcia takie, że WOW!!!!!

    Mnie "głowa cukru" przypomina bardziej dziób ogromnego statku stojącego na redzie :))

    Ależ klimacik musi tam panować?! Pieknie, po prostu pię - nie!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, mnie też kojarzy się ze statkiem. Poczekaj w drugiej relacji będzie w innej odsłonie i świetle. Klimacik jest tam cudny, a jakie mchy i paprotki zieloniutkie :)

      Usuń
  3. Jak zawsze świetna relacja.
    Musze tam kiedyś pojechać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. K o n i e c z n i e :) zobaczysz zakochasz się w tym miejscu :)

      Usuń
  4. Natura po raz kolejny udowadnia, ze jest najzdolniejszym tworca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? :) Nic mnie tak nie zachwyca, jak natura.

      Usuń
  5. Polly, jaki ten świat jest piękny !!!! Tam jest niesamowicie. Kidy spojrzałam na tę skalę pomyślałam - małpa śpi :) Oboje jesteście wspaniali, że "zdobywacie" takie piękne miejsca. I ta woda w otoczeniu zieleni, z tą brzozą na brzegu.
    Cudowne! Czekam na dalszy ciąg.
    I serdecznie pozdrawiam górski tandem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym miejscu jest wszystko niesamowicie barwne. I woda i skały i soczyste mchy i paprocie. Zobaczysz jakie skały potrafią być niesamowite :)
      Górski tandem pozdrawia też :))))

      Usuń
  6. An, ja tam byłam i rozumiem Twój zachwyt:) Pozdrawiam serdecznie:) Czyżby już jesień? Taka jakaś sucha się zapowiada... nie będzie grzybów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fajnie, będziesz mogła spojrzeć na to miejsce moimi oczami :) Chyba jesień, ale wiesz jakiś spokój mnie ogarnia po tej letniej gorączce. Myślę, że to będzie cudna jesień, a grzyby.......wykopię spod ziemi :)))))

      Usuń
  7. Fantastyczne miejsce. Zawsze z wielka checia tam wracam :)
    Polly, knedliczki czy smazony syr zjedzone zostaly ? Ja jestem milosniczka knedliczkow :)
    Buziaki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy oglądam te zdjęcia mam ogromną ochotę wrócić tam jesienią i podziwiać w innej scenerii. Ja też lubię knedliki, ale chciałabym zjeść takie prawdziwe bramborowe, a nie bułczane. Dlatego tym razem skończyło się na polskich bułkach z żółtym syrem :))))
      buziaki :***

      Usuń
  8. :) pamiętam to miejsce :)

    Piękne zdjęcia i cieszę, że jesteś uśmiechnięta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wreszcie, prawda? i mam nadzieję, że na zawsze albo chociaż na dłużej :)))
      a miejsce jest cudowne :)

      Usuń
    2. zawsze kochana, zawsze :* tego Ci życzę buziaku piękny

      Usuń
  9. cudne miejsce! Góry Stolowe są wspaniałe. Uwielbiam!
    a dla Ciebie buziole wielkie... skupiaj się na tych, którym na Tobie zależy :) Wampirom energetycznym mówimy NIE! :) :*********

    OdpowiedzUsuń
  10. W takich miejscach czlowiek czuje sie jak malenka mrowka.Ogrom i niesamowite ksztalty tych skal zapieraja wprost oddech.
    A Twoje zdjecia sa wspaniale.Zapomnij o tych, ktorzy nie pamietaja o Tobie,nie sa warci nawet Twoich mysli.Ciesz sie tymi, ktorzy sa przy Tobie,bo masz bardzo duzo--sa ludzie zupelnie sami bez przyjaciol, bez nikogo.Sciskam mocno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że właśnie takie miejsca spłycają nasze problemy, które najczęściej sami generujemy w swoich głowach. I..................jak zawsze masz rację :)
      Dziękuję i pozdrawiam :D

      Usuń
  11. Świetne miejsce, ale jakim cudem udało Ci się tam dotrzeć na wózku....to naprawdę nie wiem. Jesteś wielka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łatwo nie było, ale mąż z muskułami i......daliśmy radę :) Wózek nieźle dostał po kółkach, a mnie momentami wytrzęsło na wertepach, ale warto było :)
      buziaki :***

      Usuń
  12. Przepiękne widoki! Uwielbiam naturę i marzę o chwili, gdy znowu wybiorę się na jakiś szlak! Podziwiam Cię za wytrwałość i „testowanie” sprzętu. Musisz mieć silne ręce!!!
    A ludzi nie zmienisz, nawet nie próbuj, bo po co tracić energię? Zmienić możesz tylko siebie.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bez wycieczek chyba bym uschła zupełnie :) A ręce.....słabizny, mogłyby być mocniejsze, wtedy bym była samodzielniejsza, a mąż nie trenowałby muskułów :)))
      Masz rację, możemy tylko zmienić nasze nastawienie do innych i siebie.
      Buziaki :***

      Usuń
  13. Sporo lat temu tam byłem. Naprzeciwko tych skał jest też Krzyżowy Wierch z drogą krzyżową wykutą w skałach. A jeszcze kawałek dalej Ostasz, bardzo trudny do zwiedzania. Takie wielkie rumowisko skał i teren dla wspinaczy bulderowców. Syn tam wielokrotnie jeździł się wspinać. Co do zwiedzania takich miejsc na wózku, to wspomnę, że jak teraz byłem w Czeskim Raju. Spotkaliśmy niewidomego z przewodniczką, którzy przedzierali się przez labirynt skalny. Weszli na jeden taras widokowy i ona mu opowiadała co widzi, a on chłonął przestrzeń całym sobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że napisałeś o Ostaszu, bo zastanawiałam się, jaki jest do zwiedzania, ale czytam, że w moim przypadku odpada. Czeskim Rajem już mnie zachęcałeś w swoich postach. Tylko jaka tam jest trasa, czy droga na tyle równa, że wózek przejedzie? Jakby było tak, jak w Adrszpachu to chętnie się wybiorę.

      Usuń
  14. W Adrszpach byłam rok temu w okresie wakacyjnym - przepiękne miejsce, które zapiera dech w piersiach :) Na początku chciałam powiedzieć, że podziwiam Panią i cieszę się że mimo przeciwności losu chce Pani nadal spędzać czas aktywnie:) Relacja w wycieczki bardzo inspirująca. W stu procentach zgadzam się z Panią, że tego miejsca jak i Skalnego Miasteczka w Teplicach nad Metuji nie da się szybko oglądać:) Moim zdaniem będąc w takim miejscu należy uruchomić wyobraźnię patrząc na skały :)
    Uwielbiam takich ludzi jak Pani, którzy swoją pasją dzielą się z innymi :) Na koniec chciałabym zaproponować Pani link do mojej stronki, gdzie znajdzie Pani mam nadzieję inspirację na kolejną wyprawę :) Z chęcią chciałabym polecić Pani czeskie miasteczko Trutnov jak i również spacer po naszej przepięknej Kudowie Zdrój, czy nowo otwarty w Kłodzku Park miniatur :)

    Serdecznie pozdrawiam i zapraszam gorąco na stronkę https://www.facebook.com/travelers.werdowcy :)

    OdpowiedzUsuń