Od wielu lat zmagam się z moim choróbskiem i szukam jakiegoś rozwiązania. Przynajmniej po to, by zbyt wcześnie nie położyć się do łóżka i nie musieć być skazaną na całkowitą opiekę innych ludzi. Na punkcie samodzielności zawsze miałam bzika. Długo mi się udawało żyć pełną parą i decyzja o wózku wcale nie była łatwa, ale i tak myślę, że i na wózku znalazłam swój sposób na życie. Moim marzeniem jednak jest to, by znowu chodzić. Nie dreptać, nie ciągnąć nóg jedna za drugą, ale naprawdę chodzić. Stąd też moja fascynacja Flavonem, bo skoro innym się udało, to dlaczego nie mnie. I tak oto, po kilkunastomiesięcznej walce, regularnych ćwiczeniach i suplementacji postanowiłam wypróbować swoje nogi. Skoro przyszedł czas na grzyby, musiałam sprawdzić swoje siły. Przyznam, że miałam trochę pietra, czy dam radę. Nie uśmiechało mi się siedzenie na drodze i czekanie, aż cała ekipa wróci z koszami pełnymi grzybków. Efekt jednak przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. 1,6 km spaceru po mchu, oczywiście połączonego ze schylaniem lub padaniem na kolana, kiedy grzyby rosły całymi stadami.
Nie mogłam się powstrzymać od zrobienia kilku zdjęć.
Jakby ktoś chciał pojechać w moje grzybowe miejsca, to załączam mapkę :DDD
Oczywiście cały kosz nie jest tylko moim dziełem, ale cieszę się, że moje pierwsze od trzech lat grzybobranie nie zakończyło się fiaskiem, przede wszystkim kondycyjnym. Po powrocie wycałowałam wszystkie moje słoiczki i zabrałam się bez chwili oddechu za grzybiarskie przetwórstwo.
Cudowne w tym wszystkim jest to, że wcale nie odchorowałam tego maratonu. Zmęczenie owszem było, ale nie leżałam, jak dawniej plackiem przez tydzień. Oczywiście nie mogę na razie zupełnie odstawić wózka, ale jest mi lżej ze świadomością, że moje nogi są do uratowania :D
Pozdrawiam z trasy :D
Jen, kochana jak ja Cię podziwiam, jak Ty mi dużo siły dajesz. Brawo, jesteś wzorem do naśladowania. Ty to uratujesz swoje nogi. Tak się cieszę, wspaniała wiadomość. Masz w sobie tyle siły, tyle determinacji, osiągniesz swoje cele. Bardzo Ci kibicuję i wierze, że się uda. Już są piękne postępy, brawo. Bardzo się cieszę. :*****
OdpowiedzUsuńO rany, dziękuję bardzo!!! Nawet nie wiesz, jak bardzo takie słowa mnie motywują :) Pozdrawiam Cię serdecznie :)
UsuńWspaniała wiadomość, zwłaszcza w kontekście kilkuletniego używania wózka.
OdpowiedzUsuńRehabilitacja oraz wiara we własne możliwości czynią cuda. Oby tak dalej, a odstawisz wózek. Powodzenia!*
Mam nadzieję, że odstawię wózek na zawsze, ale jeżeli czasami jeszcze będę musiała gdzieś podjechać, to i tak wiem, że mam siłę do chodzenia :) Dziękuję i pozdrawiam :)
UsuńPięknie, cieszę się ogromnie. No i grzyby to super motywacja. Miło było też zobaczyć twoje zdjęcia ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że grzyby nie rosną cały rok :DDD Dziękuje i pozdrawiam serdecznie :)
UsuńBrawo Bożenko, cieszę się Twoją radością.
OdpowiedzUsuńDziękuję Basiu :) Buziaki :)
UsuńCieszę się razem z Tobą i gratuluję z całego serca:)))Pozdrawiam serdecznie:)))
OdpowiedzUsuńDziękuję Reniu i pozdrawiam serdecznie :)
UsuńJesteś bardzo dzielna:) Gratuluję wytrwałości i osiągniętego sukcesu. Wielu ludziom o końskim zdrowiu nie udaje się wykrzesać tyle energii, ile Ty dałaś z siebie.
OdpowiedzUsuńAaaaa, bo ja mam taką wadę, jestem uparta, jak osioł :)))))
UsuńOch, wow! Gratulacje!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo!
UsuńMożna powiedzieć ,że natura dodaje nam skrzydeł..Wiem jakie to trudne pokonywanie przeszkód..cieszę się, że Ci się udało:)Serdecznosci:)
OdpowiedzUsuńJa zawsze wierzyłam w naturę. To z niej pochodzimy i z niej powinniśmy czerpać to, co najlepsze. Pozdrawiam :)
Usuńo grzybach już gaaadaaałysmy , o formie twej stójkowej też ...ale ,ale , Bożenko masz twarzowy kapilinder na głowie. brakuje na nim znaczków z podróży .
OdpowiedzUsuńmacham zołza Dośka
noooooooo, masz rację :D ale usprawiedliwiam się bystro, to całkiem nowiusieńki kapilinder i jeszcze nie liźnięty podróżami. poza tym przyznam, że nie był on moim pomysłem, jedo wciśnięty na siłę przez mężowskiego, co by mnie kleszczory po łbie nie łaziły. ale i ja zaczynam na niego spozierać łaskawszym okiem :D
Usuńna Mężowskiego czy kapilinder?
Usuńna kapilinder rzecz jasna, bo mężowski ma u mnie zawsze najwyższe noty :DDD
Usuńbrawo!
OdpowiedzUsuńdziękuję :)
UsuńJesteś WIELKA!!!!:):):)
OdpowiedzUsuńO rany, dziękuję bardzo :)))
UsuńI takie małe, niepozorne dla innych "sukcesy" cieszą najbardziej. Znam to z autopsji toteż rozumiem Twoją radość. I oczywiście cieszę się razem z Tobą. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńP.S.(bo z tego wszystkiego zapomniałam dodać) - wspaniale wyglądasz w pozycji stojącej
UsuńTo prawda, że cieszą jakniewiemco :DDDD i nakręcają do walki. najchętniej to bym już porzuciła wózek, bo powoli zapominam, jak świat wygląda z wyższego poziomu ;D Dziękuję i pozdrawiam serdecznie.
UsuńPodziwiam Cię wielce Bożenko, cieszę się, że grzybobranie udało się i było piękną dla Ciebie chwilą. Pozdrawiam świątecznie! :)
OdpowiedzUsuńTo wspaniale że się nie poddajesz i że robisz chorobie na złość. Nic tylko podziwiać Cię. Masz w sobie siłę która pomaga Ci w walce z przeciwnościami losu. Ta wyprawa na pewno Cię umocniła.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci dużo sily i uśmiechu na co dzień. Pozdrawiam cieplutko
Wiem, że nie lekarstwa, a Ty sama powoli się uzdrawiasz. Uruchomiłaś w sobie takie pokłady nadziei, że wcześniej czy później staniesz na nogi. Życzę ci tego z całego serca.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Uwielbiam grzybobranie. W zeszłym roku byłam ograniczona z powodu operacji nogi, więc las mnie "nie widział" ;)
OdpowiedzUsuńRozumiem Twoją fascynację wyprawą po grzyby! :)
Mam nadzieję, że w tym roku się wybiorę, a Ty?
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńAleż mnie smak naszedł na grzybobranie, ale u nas nie ma :( A Twój zbiór jest super :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam:)