Najbardziej jednak jestem rozczarowana tym, że nie miałam stałego rehabilitanta, który by monitorował moje postępy i motywował mnie do wysiłku. Rehabilitanci tak często zmieniali stanowisko pracy, że podczas godzinnych ćwiczeń miałam kontakt z czterema osobami i za każdym razem od początku musiałam tłumaczyć, co już poćwiczyłam, w jakiej pozycji i ile minut! Przez trzy tygodnie prosiłam, żeby zapisano w mojej karcie zabiegowej uwagi odnośnie czasu ćwiczeń i ciężarków, jakie podnoszę. Nikt tego nie zrobił. Poza tym każdy rehabilitant miał inne zdanie na temat sposobu w jaki powinien być wzmacniany dany mięsień i podważał to, co robiłam przez ostatni tydzień. Dlatego w zasadzie ciągle zaczynałam od nowa. Nie czuję zatem żadnej poprawy, jedynie rozczarowanie i żal, że pieniądze, jakie wydałam na ten turnus, zostały w pewien sposób zmarnowane . Wróciłam zestresowana i zniechęcona. A może jest po prostu tak, że doszłam już do ściany i nie mogę niczego zmienić na lepsze? Że już żadne ćwiczenia świata nie są w stanie mi pomóc?
To był też smutny wyjazd, bo czułam się ogromnie samotna. Jedyna na wózku i jedyna, która nie mogłam wyjść sama na spacer poza ośrodek. Niestety nie mam tyle siły w rękach, żeby sterować wózkiem po ostrych podjazdach i chodnikach. Starałam się jakoś umilać sobie czas i wyjeżdżałam na taras z książką, ale to nie to samo, co prawdziwy spacer.
Na taki wyciągnęła mnie pod koniec turnusu pewna bardzo fajna kobieta i mogłam świat zobaczyć z drugiej strony.
Widok na ośrodek z ogrodu.
Świetnie się dogadywałyśmy i byłam pozytywnie zaskoczona tym, że nie miała żadnego problemu, żeby pchać mój wózek po nierównościach. Zero skrępowania. Dało mi to nadzieję na to, że są ludzie, którzy nie widzą w moim wózku niczego wstydliwego i traktują mnie normalnie. Brakuje mi takich ludzi. Czasami czuję się straszliwie samotna, nawet wśród osób chorych. Tak naprawdę tylko mąż mnie rozumie i chce wysłuchać moich żali. Ale w końcu tylko mąż, to AŻ mąż. Inni nie mają nawet tego :)
Staram się nie podawać i zaczynam kolejną rundę. Chyba nie wykorzystałam jeszcze wszystkich możliwości świata. Już nie liczę na super efekty i jeżeli z nowej terapii nic nie wyjdzie nie zapłaczę się na śmierć. Jestem przyzwyczajona do porażek na tym polu, ale jednocześnie chcę dalej szukać. Boję się tylko jednego, że mimo iż staram się walczyć i przeć z optymizmem, to i tak powoli wbrew sobie gorzknieję i jestem coraz bardziej zmęczona moją chorobą i konsekwencjami, jakie ze sobą niesie. Bo mam ciągle wrażenie, że mimo iż staram się wyglądać i zachowywać "normalnie", to i tak dla wielu jestem dziwolągiem.
Mam nadzieję, że za jakiś czas napiszę coś bardziej optymistycznego. O tym, jak mąż podczas mojej nieobecności dbał o kwiaty i z dorodnych roślinek wyhodował suszone zielsko lub jak wyszła mi hodowla amarylisów :)
NA KONIEC OGROMNE PODZIĘKOWANIA DLA WSZYSTKICH, KTÓRZY PAMIĘTAJĄ O MNIE PRZY ROCZNYM ROZLICZENIU PIT. DZIĘKI PIENIĄŻKOM UZBIERANYM NA MOIM KONCIE W FUNDACJI AVALON MOGĘ SIĘ REHABILITOWAĆ I KONTYNUWAĆ LECZENIE.
Polly kochana nie poddawaj się i trzymam mocno kciuki za kolejna rundę :) Wiesz... mój mąż tez podczas mojej dłuższej nieobecności ususzyl mi kwiaty na amen ;) Ściskam mocno ❤️
OdpowiedzUsuńTakie miejsca i tacy ludzie często zniechęcają.Ale Ty nigdy się nie poddawaj:)))Pozdrawiam serdecznie i dużo siły życzę:)))))))
OdpowiedzUsuńPolly, Miła, o tym co słabe,kiepskie, nieudane, warto szybko zapomnieć. A ludźmi nie warto się przejmować, bo wiadomo, że są różni, najczęściej zachowują się nie tak jak byśmy chcieli :( Ja ostatnio (znowu:) trafiłam na fajną rzecz, a mianowicie na warsztaty oparte na teorii : http://www.gwp.pl/szczesliwy-mozg-wykorzystaj-odkrycia-neuropsychologii-by-zmienic-swoje-zycie.html I choć nie lubię poradników w stylu "amerykańskim" to całość wydaje się wiarygodna. Pracuję już z tą metoda kolejny tydzień i łatwiej jakoś tak stawiać czoło przeciwnościom losu. Mam swoją teorię, którą zamknęłam w jednym zdaniu : WSZYSTKO JEST TAKIE, JAK O TYM MYŚLIMY :)
OdpowiedzUsuńMoże wysłać Ci na priv materiały ze szkolenia?
Tymczasem uściski posyłam,
BB
Nic dziwnego, ze zniechecil Cie pobyt w takim osrodku.Nie pomogl w niczym .Ale przeciez Pollyanna sie nigdy nie poddaje, prawda?To byl tylko jeden ostodek do niczego ale jest na pewno duzo dobrych, tak , jak jest duzo dobrych ludzi.I przeciez Ty o tym wiesz! I wiesz, ze bedziesz walczyc i isc dalej tak, jak dotad.
OdpowiedzUsuńSciskam Cie mocno .
A kwiatki--kazdy facet jest taki sam.Kiedys, po powrocie z Polski z dziecmi ( maz zostal sam) zastalam suche badyle i w domu i w ogrodzie, a dom zarosniety brudem -- 2 miesiace nie podlewal nic i nie sprzatal, bo "zapomnial".
Dobrze,że wróciłaś :)♥, bo to jakiś koszmar był, ale nie poddawaj się,, następnym razem będzie wspaniale, a dobrzy ludzie zawsze pomogą.
OdpowiedzUsuńZ zewnątrz nie wygląda tak źle, ale to chyba tak tylko dla oka, co by nie psuć miejskiego widoku ;))
UzbierałoCi się żali a żale z siebie trzeba wyrzucić i bardzo dobrze,że je tu wylałaś...tyle tu Osób, ktore Cie wysłucha,wesprze,
OdpowiedzUsuńJa przytulam:)
POzdrawiam ciepło
Zaraz DOBRO wróci:)
Współczuję, ale nie poddawaj się, wybierz się w inne miejsce, z innymi ludźmi, zasięgnij opinii innych rehabilitantów, poczytaj fora, poszukaj czegoś, co Cię zachęci i usatysfakcjonuje :* Buziaku, spotkasz więcej ludzi otwartych na Ciebie, jesteś niezwykłą osobą, skąd pomysł, że dziwolągiem... raju!
OdpowiedzUsuńWspółczuję bardzo tych wszystkich niedogodności. Szkoda bardzo. Ale może jednak jakieś dobre skutki odczujesz. (Poza radoscią powrotu do siebie).
OdpowiedzUsuńNie umiem sobie wyobrazić Ciebie zgorzkniałej, choć wiem ,że Ci jest naprawdę cieżko. Ściskam mocno, bardzo mocno.
Polly, małe kroczki, małe... krople drążą skałę, boszszszszsz, co za truizm, ale jaka PRAWDA.
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, że ten wyjazd przysporzył Ci stresów i nie przyniósł radości. Było... a teraz masz już przy sobie tylko męża i aż męża. Będzie dobrze w nowym, ślicznym mieszkaniu. Założę się, ze już jesteś w kuchni i robisz jakieś dobroci:)
Bo TY nie odpuszczasz, i za to Cię bardzo lubię:)
No weź, nie poddawaj się. To tylko jeden kiepski ośrodek z niefajnym kierownictwem i kadrą. Teraz przynajmniej wiesz, że tam już nie pojedziesz.
OdpowiedzUsuńI żadnym dziwolągiem nie jesteś, tylko super kobietą, co się nie załamuje.
Są też rehabilitanci czy fizjoterapeuci, co do domu przychodzą, zamiast do nich jeździć. Może to jest myśl?
To nie ty jesteś dziwolągiem. Zabraniam Ci tak mówić. To ludzie są okropni. I, niestety, wiem co mówię.
OdpowiedzUsuńprzesyłam mnóstwo energii :*
To ciekawe, że miejsce, które tak dobrze wspominałaś z poprzednich wyjazdów, diametralnie zmieniło się na niekorzyść.
OdpowiedzUsuńW każdym razie nie możesz się poddawać - powodzenie kuracji zależy przecież przede wszystkim od naszego stanu ducha :)
Pozdrawiam Cię z nowego bloga:
https://www.ariadnapisze.blogspot.com