niedziela, 17 grudnia 2017

Hodowca.

Zaczynam kolejną rundę. Nie wiem, który to już raz, ale tak już mam, że nie poddaje się zbyt łatwo. Od dawna nie oczekuję, że medycyna zrobi dla mnie coś pożytecznego, dlatego szukam niekonwencjonalnych metod na samą siebie. Życie mnie nauczyło, że jeżeli czegoś będę szukać to prędzej, czy później samo się zjawi. I właśnie się zjawiło, a właściwie zjawiła. Moja osobista "trenerka". Przewróciła moje życie trochę do góry nogami, ale to przewracanie przynosi same korzyści. I wcale nie zamierzam się buntować, bo ja lubię zmiany i nowości.

Od dawna zagłębiam się w medycynę niekonwencjonalną, która daje nadzieję na to, że nawet przewlekłe choroby, niewiadomego pochodzenia można wyleczyć. Głównie za sprawą właściwego odżywiania. Ktoś mi niedawno polecił wykłady i książkę doktora Zięby. Jestem pod wrażeniem tego, jak odpowiednie dawki witamin i minerałów działają leczniczo na nasz organizm. Szkoda tylko, że jedynie garstka lekarzy jest skłonna stosować metody opisywane przez Ziębę. Próbowałam zatem na własną rękę pochłaniać duże dawki witamin głównie z grupy B, C, D3, dla wzmocnienia systemu nerwowego, układu odpornościowego i odżywienia mięśni. Zaopatrzyłam domową apteczkę w mnóstwo preparatów wielowitaminowych, w których niestety więcej jest różnorakich dodatków, niż właściwych witamin.

Na szczęście w odpowiednim momencie na mojej drodze stanęła osoba, która posiada ogromne doświadczenie i wie czego organizm ludzki potrzebuje. Zaczęła od zmiany mojej diety. Od kilku tygodni w mojej kuchni królują warzywa i owoce. Głównie w postaci surowej. Raptem się okazało, że jestem w stanie zjeść surowego selera, buraczka, czy kalafior. I baaardzo mi to smakuje. Niestety dla zaopatrzenia organizmu w odpowiednią dawkę witamin, należałoby zjeść dziennie ok. 6 kg warzyw i owoców, ponieważ obecnie hodowane nie mają już tylu wartości, jak te sprzed kilkunastu lat. Dlatego dla uzupełnienia braków stosuję odpowiednie preparaty witaminowe, tym razem prawdziwie witaminowe. Powoli zauważam pozytywne zmiany. Na przykład całkiem może banalny, ale mnie cieszy bardzo. Surowy seler, pietruszka, jabłko nie tylko smakują, ale przede wszystkim nie uczulają. Kiedyś wystarczyło, że je obierałam, a miałam wysypkę na rękach. A teraz pogryzam zamiast nudnych bananów.

Najważniejsze dla mnie jest jednak to, że mam więcej siły i energii. Kiedyś musiałam wybierać między zajęciami domowymi, a gimnastyką, bo połączone zbyt mocno wyczerpywały. Poza tym z ochotą robię nowe ćwiczenia, pod czujnym, nie tylko okiem, mojej trenerki. Dla mnie to ogromnie ważne i motywujące. Jeżeli uważacie, że ja mam dużo energii to musielibyście ją zobaczyć w akcji, jak fika obok mnie na macie :) Mam nadzieję, że za jakiś czas będę mogła pochwalić się  jeszcze większymi osiągnięciami. Nie tylko Wam, ale i profesorowi, który zainteresował się mną i zalecił odpowiednie dawki preparatów. Liczę na to, że są odpowiedzią na moje wieloletnie poszukiwania.

A oprócz hodowania nowych mięśni i zapasów energii, mam ogromną radość z udanej hodowli amarylisów. Na razie kwitnie tylko jeden, ale pozostałe go gonią. Pierwszy kwiatek zaskoczył mnie szybkością wzrostu. W ciągu kilku godzin potrafił wyciągnąć łodygę o kilka centymetrów. A ja myślałam, że tylko bambus rośnie "w oczach" :) Posadzone 15 listopada





w ciągu tygodnia urosły tak






i w ciągu kolejnych kilku dni tak








obecnie wyglądają tak











Mój pierwszy amarylis został dokładnie uwieczniony i nie mogłam się powstrzymać, żeby go Wam nie zaprezentować. Następne pokażę już tylko w ostatniej fazie :) Bardzo cieszą oczy, kiedy za oknem zaczyna sypać śniegiem. Balkon przygotowany do zimy. Część pelargonii powędrowała do piwnicy, a w niektórych doniczkach zimują cebulki tulipanów. Jeżeli zakwitną na wiosnę, w następnym roku posadzę cebule krokusów i hiacyntów. Jedynie goździki nie dają za wygraną. Mrozy i śnieg im nie straszne.




Jeszcze jedna hodowla, która znalazła swoje stałe miejsce w mojej kuchni.




Mianowicie kiszone buraczki. Są po prostu super. Pyszniutkie i bardzo zdrowe. Jak dla mnie łatwiejsze w przygotowaniu od kiszonych ogórków. Kolejne dojrzewają do wigilijnego barszczu, którego już nie będę musiała doprawiać octem. Zafascynowana nowym, zdrowym odżywianiem zakisiłam kapustę. Mój mąż przeszczęśliwy, bo niestety po tej kwaszonej octem zawsze miał żołądkowe problemy. Na blacie obok buraczków produkuje się też zakwas do żurku, ale na razie idzie mu trochę opornie. Mam jeszcze ochotę żeby całkowicie wyeliminować kupowane wędliny, a może nawet ser..... Moja nowa kuchnia i dieta dają mi tak dużo inspiracji, że praktycznie wiecznie stoję przy garach :)

Oprócz tego trwają remontowo-wykończeniowe prace przed świętami. Mąż ma ogromną frajdę zdobywając nowe umiejętności szpachlarsko-malarskie. Fajnie jest obserwować, jak powoli krystalizują się nasze marzenia, a surowe wnętrza nabierają kształtu i barwy.

Wreszcie udało mi się naprawić blogową usterkę i znowu będę mogła odpowiadać na Wasze komentarze. Bardzo mnie zniechęcało to, że nie mogę na bieżąco dziękować Wam za obecność i brać udziału w dyskusji. Mam nadzieję, że znajdę wreszcie czas na częstsze bywanie u Was.



27 komentarzy:

  1. Amarylisy świetne!
    Niech będzie zdrowo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Chyba już zawsze będą u mnie miały swoje miejsce.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Dobrze, że trafiłaś na właściwą osobę. Większość lekarzy niestety nie potrafi nam pomóc.Cieszę się, że dobrze Ci idzie.
    Amarylki są piękne, moje jeszcze się zasuszają, ale czas je zacząć podlewać. Serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się, jak mogę, bo myślę, że to ogromna szansa i chyba to na co czekałam od dawna. Wreszcie ktoś, kto poważnie chce się mną zająć. Chciałabym zobaczyć Twoje amarylki, jak zakwitną.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. BRAVO. jakie piękne. Może wzajemna obserwacja >?
    Zapraszam na nowy post<3 oraz
    Instagram.

    OdpowiedzUsuń
  4. Az milo czytac, bo caly post emanuje optymizmem i radoscia!
    Oby tak dalej, Polly! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję na więęęęcej takich postów. Po co wrzucać smuty, kiedy każdy ma swoich wystarczająco dużo.
      Pozdrawiam mocno :) i z optymizmem

      Usuń
  5. wspaniałe wieści na każdym ,,polu bitwy" . Masz rację , poddawanie się i pesymizm do niczego dobrego nie prowadzi . Zatem moc z nami SILNYMI KOBIETAMI
    macham z Podlasia - Dośka vel Gryzmo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie wygrywam kolejne bitwy, bo ja mam chyba w herbie WALECZNĄ KOBIETĘ lub nawet BABĘ :D
      macham z Dolnego Ślązeka
      buziaki :)

      Usuń
  6. Lubię Twoją radość i przypomniałaś mi, że miałam zakwasić buraki, o dziękuję Ci miła. Pięknie Ci zakwitł :) zakwitły w zasadzie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja lubię swoją radość rozdawać wszystkim naokoło :D Buraczki mniamniuśne wręcz. Kolejne dwa słoiki dojrzewają.
      ściskam Cię baaaardzo mocno Gosiaczku :) Ty mi zawsze kibicujesz

      Usuń
  7. Czytałam kiedyś "Ukryte terapie" Jerzego Zięby i zainteresowałam się niektórymi jego teoriami. Niestety do ich realizacji jeszcze nie przeszłam. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zaczęłam od terapii wodnej i widzę duże efekty. Dlatego polecam. Mnie bardzo przekonuje teoria nt. stosowania dużych dawek wit. C. Niestety w takiej tabletkowej nie ma tyle, co bym chciała. Moje nowe preparaty owszem tak i mam już pierwsze osiągnięcia :)
      Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny :)

      Usuń
  8. Kierując się tylko względami smakowymi, łatwo pozbyłam się ochoty na sklepowa wedline. Pieczenie mięs jest łatwe, S walory smakowe nie do porównania. I bez dodatku chemikaliów, soli i zbędnej wody w składzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tym się kieruję. Poza tym robienie wędlin nie jest jakimś wieeelkim wyzwaniem, chociaż na początku tak się wydaje. Ale na początku wszystko jest trudne :)

      Usuń
  9. Odpowiedzi
    1. owszem ;) podlana optymizmem zakwitłam, jak moje amarylisy :)

      Usuń
  10. Polly, bardzo się ciesze, że zajęłaś się tak poważnie dietą! Dieta wiele (jak nie wszystko) wyrównuje w organizmie. Mam nadzieję,że wystarczy Ci zapału i samodyscypliny do długiego stosowania tej diety. Bo jednak trzeba stosować dłuuuuugo! Wiem z doświadczenia, i konsekwentnie.A najlepiej dożywotnio :). Będę Ci kibicować i trzymać za Ciebie kciuki :)

    A kwiatki? Prze-Śli-Czne!Ja to sobie myślę,że one po prostu Cię kochają i tyle! Moje gwożdziki ;)padły już na początku jesieni! A twoje, dla Ciebie nawet w mrozie kwitną! O ja niedobra :)))))

    Pozdrawiam Cię serdecznie, ściskam i buziaki ślę.

    Ps. u mnie już (albo dopiero) po remontach :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam nadzieje, że wytrwam, ale myślę, że tak, bo już dawno coś chciałam zmienić. Mięso mnie już tak nie kręci, jak kiedyś :) Mąż początkowo marudził, ale teraz wymyślam takie potrawy, że nawet nie zauważa, że je mięso tylko 3 razy w tygodniu :D
      A kwiaty to ja uwielbiam, a one pewnie to czują. Wiesz, że czytałam, że ze storczykami trzeba rozmawiać wyjątkowo i one to czują, bo mają cechy zwierzęce? Dlatego uparłam się, że opanuje jeszcze hodowlę storczyków, chociaż są takie kapryśne. Ale ja muszę się nauczyć z nimi współpracować i już :D
      Goździki mnie zaskoczyły i to bardzo, dlatego w następnym roku będzie ich więcej.
      U mnie jeszcze jeden pokój, ale to zostawiamy na wiosnę, nie pali się.
      Cieszę się, że znowu jesteś. Buziaki :)

      Usuń
  11. zapomniałam napisać że : u mnie warzywa są ekologiczne na 100%. Sąsiad częstował pomidorami , ogórkami , koprem , burakami i.t.p i przypomniały mi się smaki z dzieciństwa. Bez oprysków , tylko nawożone .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wspaniale :) ja mam w sezonie tez działkowe, ale niestety sezon taki krótki.

      Usuń
  12. Od trzech lat robię w kuchni to samo, co Ty. Efekt? Minus 16 kg. Energia. Zdrowie. Siły. Sama piekę chleb na zakwasie. Robię wędliny i inne takie. A temu zakwasowi do żurku na oknie jest za zimno. Zakwas potrzebuje ciepełka, inaczej hibernuje, a nie pracuje. Walcz, bo jest o co❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejny dowód na to, że warto zawalczyć o właściwą dietę. A zakwas stał na blacie kuchennym, ale i tak mu było za zimno. Następnym razem postawie przy grzejniku :)
      Pozdrawiam zdrowo i serdecznie :)

      Usuń
  13. Twoje amarylisy pięknie kwitną, a moje zimują w piwnicy. Zakwitną w czerwcu:)
    Dobrze, że znalazłaś osobę, która doskonale wie, czego potrzebujesz, a najważniejsze, że jej opieka pozytywnie skutkuje.
    Jeżeli nie chcesz kupnych wędlin, to proponuję Ci szynkowar. Ja od roku robię różne "wędliny" w szynkowarze i zapewniam, że nie jest z tym wiele pracy, a produkty są zdrowe i pyszne.

    Spokojnych i radosnych Świąt, Polly, Tobie i Twoim bliskim:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz na pewno zdecyduję się na szynkowar. To jest to, czego szukam, bo kupnych wędlin mam dosyć.
      Dziękuję za życzenia :) Tobie i całej Twojej rodzinie również życzę radosnych i spokojnych Świąt :)

      Usuń